Elżbieta Jodłowska

Prawdziwa miłość do aktorstwa narodziła się u niej przed maturą. To właśnie wtedy Elżbieta Jodłowska uczęszczała do kółka teatralnego w Domu Kultury na warszawskim Żoliborzu.

Bez wątpienia była to dla niej piękna przygoda. Do kółka należeli również Stanisława Celińska i Andrzej Seweryn. Jednak, gdy przyszedł moment decydowania o swojej przyszłości, strach zwyciężył i nie postawiła na aktorstwo.

Początkowo kształciła się na nauczycielkę wychowania muzycznego i nauczania początkowego w warszawskim Studium Nauczycielskim. Szybko okazało się, że to nie jej droga. Następny kierunek postanowiła wybrać już w zgodzie ze swoimi marzeniami. Zdecydowała się na Państwową Średnią Szkołę Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Ukończyła ją w klasie śpiewu. Wtedy też rozpoczęła współpracę z kabaretami studenckimi: Medyk, Hybrydy, Stodoła. W tym ostatnim występowała aż przez sześć lat.

Kochała scenę, a scena kochała ją. Ciągle było jej mało występów i dlatego bez przerwy szukała dodatkowego zajęcia. Tak trafiła do zespołu muzycznego Sami Swoi i poznańskiego kabaretu Na Pięterku. Następnie na jej drodze pojawił się kabaret Dreszczowisko Macieja Zembatego, w którym występowała między innymi z Tadeuszem Chyłą i Magdą Umer. Współpracowała również z krakowską Piwnicą pod Baranami oraz Klubem Piosenki Związku Polskich Autorów i Kompozytorów. To wtedy jej kariera nabrała wiatru w żagle.

Bardzo szybko zaczęła tworzyć własne programy, z którymi występowała na estradzie i w telewizji: „Z powinszowaniem imienin”, „Niby-show” czy „Wieczór bez gwiazdy”. Współpracowała z najlepszymi: z Bohdanem Smoleniem, Krzysztofem Jaślarem, Zenonem Laskowikiem. Następnie związała się z kabaretem Kapota z Łodzi. To właśnie z nim zdobyła pierwszą nagrodę za udział w programie „Stara prawda w nowym świecie”. Występowała również w kabareciku Olgi Lipińskiej, gdzie, o dziwo, nie przyjęto jej z entuzjazmem.

Brała udział w koncertach, recitalach, festiwalach, widowiskach telewizyjnych, filmach. Cały czas zdobywała nowe doświadczenie i wzbogacała swój artystyczny życiorys. Z kabaretem Pod Egidą Jana Pietrzaka odwiedziła kilkanaście krajów Europy i Amerykę.

Zakochała się w Los Angeles i wraz z mężem postanowili tam zamieszkać. Przez 7 lat pobytu w LA doświadczyli między innymi kilku trzęsień ziemi, ale również napadu na bank.

Mimo wszystko było im tam dobrze. Pani Elżbieta prowadziła autorskie polonijne Radia Ela o zasięgu połowy stanu Kalifornia. Występowała też z własnymi koncertami na terenie całych Stanów oraz w muzycznym widowisku „Kram z piosenkami” Leona Schillera.

Do Polski powrócili w 1996 roku. Pani Elżbieta dalej prowadziła działalność estradową, między innymi w Babskim Kabarecie. Jej pobyt w Ameryce miał jednak swój cel. To właśnie w Los Angeles, zobaczyła zabawny spektakl muzyczny, na którym kobiety zaśmiewały się do łez wołając „to o mnie!”, „mnie się przytrafiło to samo!”. Postanowiła zrobić coś podobnego, ale osadzonego w polskich realiach, z rodzimymi problemami dnia codziennego i ulubionymi szlagierami. Jak pomyślała, tak też zrobiła i powstała sztuka „Klimakterium… i już”.

Postanowiłam wykorzystać sam temat, a resztę napisać od początku. Piosenki są oryginalnymi polskimi przebojami. Wspierały mnie tak utalentowane pisarsko osoby, jak Magda Czapińska czy Katarzyna Lengren, także Maciek Szwed, Marcin Wolski, Artur Andrus i kabaret Czyści jak Łza z Olsztyna. Wcześniej niczego nie pisałam. Proponowałam swoją sztukę wielu teatrom, ale odmówiły. Wziął Teatr Rampa, którego dyrekcja zaufała nam całkowicie – zdradziła.

Przestawienie okazało się strzałem w dziesiątkę! Widzowie oszaleli na jego punkcie. Nazwano go nawet „socjologicznym fenomenem”. Pokazywano go nie tylko w Polsce, ale i na Ukrainie, w Szwecji, a nawet w Stanach.

Nie dziwi, więc fakt, że pani Elżbieta pomyślała o kontynuacji debiutanckiej sztuki. I tak powstało „Klimakterium 2, czyli Menopauzy Szał” – kolejny sukces.

Z dzisiejszej perspektywy oceniam, że najwięcej dokonałam po 50. roku życia. Zaczęłam pisać, a moje sztuki podobają się. Nabrałam dystansu do siebie, nauczyłam się nie przejmować tym, jak wyglądam – wyznała szczerze.

Nie znalazłaby się w tym miejscu, w którym się teraz znajduje, gdyby nie jej mama. To ona pomogła jej rozwinąć karierę. Zajmowała się dziećmi, gdy pani Elżbieta była w trasie. Aktorka sama przyznaje, że dla swoich pociech była bardziej koleżanką niż matką. A dziś? Dziś jest ich najlepszą przyjaciółką.

Ma wnuki, które uwielbia. Nie jest co prawda typem babci otaczającej wszystkich swoimi skrzydłami, bo zwyczajnie nie ma na to czasu. Ale zawsze wspiera swoje dzieci i pomaga im jak może. Na szczęście wszyscy mieszkają niedaleko pani Elżbiety, która swoją oazę spokoju stworzyła w Wawrze. Wnuki często przychodzą do niej po szkole. Często wozi je na dodatkowe zajęcia i wtedy dużo ze sobą rozmawiają.

Nie tylko tych relacji można pozazdrościć artystce. Do pozazdroszczenia jest również małżeństwo, jakie udało jej stworzyć z Tomaszem Hellerem. Ich miłość z każdym kolejnym rokiem jest jeszcze piękniejsza i dojrzalsza. Gwiazda nie lubi co prawda zbyt dużo opowiadać o swoim życiu prywatnym, ale wiadomo, że jest szczęśliwa. I chociaż w życiu bywa różnie, zawsze stara się patrzeć na świat przez różowe okulary. A swoją postawą udowadnia wszystkim, że życie na emeryturze wcale nie musi być nudne.


fot.WBF

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content