Grudniowe dni w starej Warszawie

Wjazd Napoleona do Warszawy

Czym żyła dawna Warszawa tuż przed świętami i końcem roku? Wiek XIX to wiek pary, elektryczności, ale także filantropii i mocnego rozpolitykowania… Czy dzisiejsze czasy są inne?

Początek XIX wieku to okres wojen napoleońskich. Kult Napoleona dopiero się kształtował, bo cesarz żył, ale… nie brakowało jego zwolenników, którzy upatrywali w nim zbawcy narodu polskiego, który doprowadzi kraj do odzyskania niepodległości. Cesarz przybył do stolicy w nocy z 19 na 20 grudnia 1806 roku. „Gazeta Warszawska” zamieściła niezwykle długie sprawozdanie z przywitania cesarza Francuzów, który na miejsce przybył godzinę po północy. To, że hołd złożyli mu kojarzący się z wojnami napoleońskimi żołnierze, jak książę Józef Poniatowski, Jan Henryk Dąbrowski i Józef Wybicki, to jeszcze nic. W ciągu dnia, gdy wyruszył na liczne wizyty, wszędzie wznoszono okrzyki: „Niech żyje Wielki Napoleon!”. Ale i na wielu domach warszawskich mieszczan widniały stosowne transparenty. „Gazeta Warszawska” przytacza jeden po francusku, który w tłumaczeniu brzmi:

Wznosić upadłe Państwa, wracać im imiona.
Dziełem jest tylko Boga lub Napoleona.

Napoleon założył w Warszawie swą główną kwaterę. Tu kwaterowali również jego ranni w bojach żołnierze. Przed świętami Bożego Narodzenia 1806 roku było ich tu 6845 rannych, których ulokowano w 21 szpitalach i po prywatnych domach. Dlatego Warszawa w czasie świąt Bożego Narodzenia AD 1806 śpiewała kolędę skomponowaną przez anonimowego autora, a zatytułowaną: „Kolęda na rok 1807, czyli wypadki roku przeszłego”. Zaczynała się od strofy:

Pamiętny dla nas rok w dziejach świata
Niech odtąd będzie święcony
Przy jego zgonie ożył Sarmata,
Znaleźli grób swój Teutony.

Dalsze strofy mówiły o wyzwoleniu Polski za sprawą Napoleona. Kolęda kończyła się słowami:

W takim do końca grudnia szły toku
Wojennych zdarzeń koleje.

Jeszcze wtedy nie wiedziano, że tym co Napoleona do Polski przywiąże będzie… pani Walewska. Tę jednak Napoleon pozna dopiero za kilka tygodni na styczniowym balu u ministra Talleyranda. To tam Napoleon zaprosił panią Walewską do kontredansa, ale to już czas karnawału…

Wiek XIX to wiek największych odkryć technicznych. Jego schyłek był jak pędzący pociąg. Oto w 1882 roku, pod koniec grudnia, cała Warszawa żyła… telefonami! Zaproponowało je Międzynarodowe Towarzystwo Telefonów Bella, finansowane przez kapitał angielski. Na ulicach stawiano słupy telefoniczne. Właściciele kamienic udostępniali dachy, ale… nie wszyscy. Dlatego Bolesław Prus w „Kronice Tygodniowej” pisał, że „kamienicznikom pomieszało się Międzynarodowe Towarzystwo Telefonów z Międzynarodówką Socjalistyczną – i odmówili ze strachu przed internacjonałami, bo za przynależność do nich aresztują”. Straszono mieszkańców, że telefony przyciągają pioruny, trzeba ich się więc strzec. Niektórzy twierdzili, że trzymanie ich w mieszkaniach jest nieprzyzwoite, bo co robić, gdy panience zechce się rozmawiać z kawalerem z drugiej strony drutu? Gdzie umieścić ucho przyzwoitki?

Mimo tych „kłopotów” w wielu domach na ścianach zawisły drewniane pudła, przy których wisiały czarne tuby i rączki do kręcenia, co spowodowało lęk posłańców warszawskich, że niedługo nie będą już w ogóle potrzebni. Zapomniano bowiem, że posłaniec przenosi nie tylko wiadomości, ale też czasem jakieś przedmioty, a tych nie da się przekazać „przez telefon”.

Popularna w drugiej połowie XIX wieku filantropia, o której czytaliśmy w szkołach u Bolesława Prusa w „Lalce” lub Elizy Orzeszkowej w „Dobrej pani”, przejawiała się różnie. Oto w grudniu 1884 roku popularna w Warszawie autorka „365 obiadów”, które osiągnęły już dziesiątki wydań, pani Lucyna Ćwierczakiewiczowa, postanowiła co czwartek zapraszać na obiad dziesięciu druciarczyków, bardzo przez warszawiaków lubianych chłopców, których dziecięce glosy: „Garnki drutuję! Garnki pobielam!”, rozlegały się za oknami na podwórkach.

Ale to w tym roku w grudniu otwarto pierwsze przytułki noclegowe dla nędzarzy, którzy mogli tam w czasie zimowych miesięcy otrzymywać bezpłatnie nocleg oraz za opłatą 6 groszy szklankę herbaty z kromką chleba. Przytułki otwarto na Pańskiej nr 46, na Nowolipkach nr 15, na Bugaju nr 4 i na Solcu pod numerem 27. Miłosierni warszawiacy od razu przybiegli sypnąć groszem na ofiarę. Dawano też dary w naturze. Na przykład piekarz Łapiński, zaofiarował 20 funtów pytlowego chleba dziennie do przytułku na Solec. Z kolei kupiec produktów winno-korzennych, Nowicki z Miodowej, dał 2 pudy cukru i 20 funtów herbaty oraz 25 pudów obwarzanków. Równie znany kupiec – Janasz – 600 funtów cukru. A grono Pań działających w Warszawskim Towarzystwie Dobroczynności roztoczyło opiekę nad nocującymi w przytułkach kobietami.

Panie Filantropki chętnie organizowały też… jarmarki gwiazdkowe…

W 1886 roku w początkach grudnia cała Warszawa podążała na Krakowskie Przedmieście, by obejrzeć nowy gmach Muzeum Przemysłu i Rolnictwa, który stanął obok Resursy Obywatelskiej na gruncie pobernardyńskim. Panie filantropki przechadzające się po obszernych salach mówiły, że będzie tu można w przyszłości urządzać kiermasze dobroczynne, do tej pory urządzane w Ratuszu czy Salach Redutowych, ale tegoroczny Kiermasz Gwiazdkowy nie otworzył się w żadnym z tych tradycyjnych lokali, lecz w gmachu cyrku. W jasno oświetlonej gazowymi lampami sali zasiadły przy stolikach filantropki ż arystokracji, ziemiaństwa, finansjery i kupiectwa warszawskiego.

Pomiędzy stolikami rojno było od publiczności, a panowie prześcigali się w rzucaniu za nabywane przedmioty, słodycze i kwiaty wielorublowych naddatków.

Wśród publiczności po raz pierwszy pojawił się wtedy… młody Stefan Żeromski, wtedy jeszcze student, trzymając za rękę swojego ucznia Stasia Józefowicza.

Największe poruszenie ogarnęło Warszawę w grudniu 1894. Wtedy to prasa napisała, że miasto zawarło kontrakt na oświetlenie elektryczne ulic. Termin ustawienia latarni w mieście był czteroletni. Elektrownia miała stanąć na Powiślu, a odpowiedzialna miała być za nią firma Siemens. Warszawiacy narzekali, że znów coś w mieście robią cudzoziemcy i z ust do ust podawali sobie wierszyk, wydrukowany w humorystycznym piśmie „Kolce”:

O PRZEMYŚLE OBCYM

Sypał ktoś na naszych
Bogaczy obelgi:
Gaz wam dają Niemcy,
Zaś tramwaje Belgi.
Każdy większy geszeft,
O wy śpiący chłopcy,
Sprzed nosa wam biorą
Przemysłowcy obcy.

Jednak to, co było dla warszawiaków najważniejsze, to gorączka zakupów przedgwiazdkowych. W grudniu 1899 roku, ostatnim z XIX wieku, na mieście widać było sznury sań, których pasażerowie zatrzymywali się przed kolejnymi sklepami i wychodzili obładowani paczkami. Panie w towarzystwie mężów obowiązkowo odwiedzały magazyn Bogusława Hersego, który niedawno przeniósł się z Miodowej do nowego lokalu we własnej kamienicy u zbiegu Marszałkowskiej i Erywańskiej. Panowie kupowali dla siebie na świąteczne wizyty nowe cylindry lub kapelusze w starej firmie Antoniego Tuczyna na Podwalu. Gospodynie zaopatrywały dom na wieczerzę wigilijną w serwisy u Hordliczki na Senatorskiej czy Granicznej. Tłoczno było w sklepie Frageta na Marszałkowskiej, gdzie kupowano na podarki nakrycia platerowane. Wszystkie warszawskie sklepy – od największych do najmniejszych – miały klientów w bród.

Jak donosiła prasa, targi warszawskie na placu Żelaznej Bramy, na Rynku staromiejskim, na placu Witkowskiego i innych, zaledwie pomieścić mogły kupujących. Dla dzieci, prócz zabawek, kupowano nowe książki, które się ukazały na Gwiazdkę. W księgarniach Gebethnera i Wolffa na Czystej, u Arcta na rogu Nowego Światu i Wareckiej, u Wendego i Sennewalda w dwóch sąsiadujących z sobą domach na Krakowskim Przedmieściu i w wielu innych żądano najnowszej powieści Marii Weryho „Nacia na pensji” – dla panienek, „Baśni Andersena” w nowym przekładzie Cecylii Niewiadomskiej, nowych wierszyków Or-Ota pod obiecującym tytułem „Ach, jaka książeczka” i wielu innych odpowiednich dla „młodych czytelników.

Niestety świąteczny nastrój wieczoru wigilijnego zamąciły wieści o niezwykłym skupieniu policji i żandarmów na Krakowskim Przedmieściu, w okolicach pomnika Mickiewicza. Wyloty ulic w pobliżu pomnika były zamknięte i policja legitymowała tych, którzy się chcieli na Krakowskie Wydostać. Tłumaczono to sobie obawą władz przed demonstracjami w rocznicę wzniesienia pomnika, ale obawy były próżne. Przed pomnikiem zebrały się niewielkie gromadki studentów i uczniów szkolnych, które szybko się rozeszły.

Ostatnim dniem starego roku i wieku była niedziela 31 grudnia 1899. Artur Oppman w Kalendarzu Ungra na rok 1900 napisał wiersz pt. „Wiek XX”. Zaczynał się od słów:

Wiek żelaza i wiek pary
Znika oto w mgle dziejowej.
Łez wytoczył srebrne strugi
I krwi rzeki purpurowej…
Co nam niesiesz, wieku nowy,
Z mgły stuleci wysunięty?
Czy ty będziesz błogosławion,
Czy oplwany i przeklęty?

Bo niektórzy w ten nowy XX wiek wchodzili z nadzieją i optymizmem, ale jak to u nas w Polsce, nie wszyscy…

Oprac. Małgorzata Karolina Piekarska

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content