Wizyta na SOR = kwarantanna

Trzecia fala epidemii rozwija się w zastraszającym tempie, system opieki zdrowotnej jest na pograniczu wytrzymałości, ale są sytuacje, kiedy każdy z nas nie ma wyjścia i musi (nie z powodu koronawirusa, a innej przypadłości) szukać pomocy lekarza.

Wyjazd na Szpitalny Oddział Ratunkowy bywa koniecznością i tego nie zmieni ani epidemia, ani nasze obawy przed nią, bo inne choroby przecież nagle nie zniknęły, a wypadki wciąż się zdarzają. I o tym właśnie opowiedziała nam w wiadomości na fb Ewelina, opisując niedzielną wycieczkę na SOR do Szpitala Praskiego, a właściwie niespodziewane i zaskakujące jej konsekwencje.

„ Mąż ma problemy urologiczne. Nie będę się rozpisywać na ten temat, bo nie tego dotyczy cała sprawa. Po prostu zdarza się, że Krzysiek potrzebuje pilnej pomocy lekarskiej i wtedy musimy szybko jechać na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Tak było właśnie w niedzielę po południu. Zgodnie z procedurami (czego się spodziewaliśmy), po zarejestrowaniu został poddany testowi w kierunku COVID-19 i dopiero później ruszyła cała machina: pielęgniarka, lekarz itd.

Kiedy wyszedł, powiedział tylko, że wynik testu na koronawirusa będzie jutro. Jak ma w zwyczaju, dał mi wszystkie „papiery”, w tym kartkę z informacją gdzie znaleźć na drugi dzień ten wynik i co gdyby okazał się pozytywny. Skupiłam się na wypisie i wróciliśmy do domu. Na drugi dzień mąż poszedł do pracy, ja miałam wolne, więc przy leniwej porannej kawie, na spokojnie wróciłam do szpitalnych papierów, które wciąż leżały na stole i… zbaraniałam!

Niepozorna kartka, która miała być informacją o tym gdzie znajdziemy wyniki testu na COVID zaczynała się bardzo ciekawie: W toku diagnostyki pobrano materiał do testu molekularnego RT-PCR w kierunku wirusa SARS-CoV-2. Pacjent zobowiązany jest do czasu uzyskania ujemnego wyniku w systemie: nie korzystania z publicznych środków komunikacji, samoizolacji…

Czyli co?! Każdy kto jedzie na SOR w zasadzie z automatu niby wchodzi w kwarantannę, a mąż jadąc do pracy mógł dostać 30 tys. zł kary?! No litości!!! Co mają dać te testy w szpitalu skoro wynik jest po dobie, a nie od razu?!”

Ponieważ sytuacja dotyczy wielu osób, procedury są podobne we wszystkich szpitalach, a często nieświadomi niczego pacjenci (tak jak mąż pani Eweliny), po uzyskaniu doraźnej pomocy na SOR, wracają do normalnego funkcjonowania, postanowiliśmy u samego źródła dopytać, jak faktycznie wygląda sytuacja, czy jest możliwe, aby krótka wizyta w szpitalu kończyła się przymusową izolacją? Okazuje się, że tak.

Justyna Maletka z Biura Komunikacji Ministerstwa Zdrowia podkreśla, że każdy pacjent skierowany na test podlega kwarantannie do momentu uzyskania wyniku ujemnego.    

Kwestie te reguluje Rozporządzenie Ministra Zdrowia z 25 lutego 2021 r. w sprawie chorób zakaźnych powodujących powstanie obowiązku hospitalizacji, izolacji lub izolacji w warunkach domowych oraz obowiązku kwarantanny lub nadzoru epidemiologicznego (Dz.U.2021.351): „Okres obowiązkowej kwarantanny osoby skierowanej do diagnostyki laboratoryjnej w kierunku wirusa SARS-CoV-2, zgodnie ze standardem organizacyjnym opieki zdrowotnej nad pacjentem podejrzanym o zakażenie lub zakażonym wirusem SARS-CoV-2, określonym w przepisach wydanych na podstawie art. 22 ust. 5 ustawy z dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalności leczniczej (Dz. U. z 2020 r. poz. 295, 567, 1493, 2112, 2345 i 2401), ulega zakończeniu z chwilą uzyskania negatywnego wyniku testu diagnostycznego w kierunku SARS-CoV-2, nie później jednak niż po upływie 10 dni od dnia następującego po dniu skierowania do wykonania testu diagnostycznego w kierunku SARS-CoV-2.”

Czy ktoś jest zaskoczony odpowiedzią? Jakiś czas temu temat był analizowany i wyjaśniany, że każdy kto dostaje skierowanie na test, jest podejrzanym o zakażenie, więc musi pozostać w izolacji do czasu ujemnego wyniku. To jednak chyba nie dokładnie to samo, jeśli powodem wizyty na SOR jest ból palca u nogi (oczywiście przykład absurdalny, ale obrazowy), a nie podejrzenie zakażenia SARS-CoV-2. Trudno więc nie oprzeć się wrażeniu, że w tej sytuacji cała procedura jest nieco na wyrost. Co jeśli do Szpitala Praskiego przyjedzie chory z odległej miejscowości i dotrze tu komunikacją? W jaki sposób ma wrócić do domu skoro powinien pozostać w kwarantannie? Popieramy zasady bezpieczeństwa, uważajmy na siebie, stosujmy się do procedur, ale w tym przypadku chyba coś poszło nie tak…



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content