Mieszkańcy – Jarosław KRAJEWSKI
Poseł na Sejm RP, politolog, wieloletni radny Rady m.st. Warszawy
– Należy Pan do grupy młodych parlamentarzystów, więc pytanie o lata młodości może zabrzmi nieco dziwnie…
– Urodziłem się w Śródmieściu. Tam chodziłem do podstawówki i liceum Frycza-Modrzewskiego. Później były studia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW…
– Znowu Śródmieście. A jednak mieszkańcy mocno Pana kojarzą z Pragą-Południe…
– Tak, bo od lat tu mieszkam i aktywnie działałem jako samorządowiec. I z naszej dzielnicy w 2014 roku zostałem wybrany radnym Miasta. Jestem związany z Warszawą i staram się w działalności publicznej kierować interesem mieszkańców Warszawy. A doświadczenie, jakie uzyskałem sprawując przez dziewięć lat mandat radnego Warszawy, jest bardzo pomocne w pracy w parlamencie. Samorząd był dla mnie doskonałą szkołą, ponieważ mogłem bardzo dobrze poznać problemy mieszkańców stolicy.
– Odkąd pamiętam, to Jarosław Krajewski, nawet ten bardzo, bardzo młody związany był z polityką. Jako nastolatek wstąpił do Prawa i Sprawiedliwości, a dwa lata później już kierował Forum Młodych PiS. Zaryzykowałbym twierdzenie, że zamiłowanie do polityki wyssał Pan z mlekiem matki.
– Na pewno ważną rolę w dokonywanych przeze mnie wyborach miało wychowanie, jakie wyniosłem z rodzinnego domu. U nas zawsze rozmawialiśmy na temat polityki, na temat tego, co się wokół nas dzieje, a mój tata zawsze to chętnie komentował.
– No tak, ale praktycznie w każdym polskim domu, komentuje się wydarzenia polityczne i to bardzo burzliwie, a niewiele z tego wynika.
– Tak, ale też zdawałem sobie sprawę, że polityka ma wpływ na każdego z nas, na nasze życie. I jest niezwykle interesująca. To ustalanie reguł i zasad, które nas dotyczą. Pogłębiałem swoją wiedzę o historii Polski oraz wiedzę o społeczeństwie. Miałem bardzo silne poczucie odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale także za innych, a to cecha, którą zdecydowanie wyniosłem z rodzinnego domu. I w pewnym momencie zdecydowałem, że będę studiował politologię na UW. Ale nauka przygotowywała teoretycznie, a ja chciałem także spróbować polityki w praktyce i dlatego już w 2002 r. wstąpiłem do PiS. Zacząłem działać w strukturach młodzieżowych, a już w 2006 roku po raz pierwszy zostałem wybrany do Rady Warszawy.
– Kontakt z mieszkańcami jest dla Pana bardzo ważnym czynnikiem w pracy publicznej, a jednak na Pradze-Południe nie ma Biura Poselskiego Jarosława Krajewskiego..?
– Moje główne biuro mieści się przy ul. Koszykowej 10. W pierwszej kolejności myślałem o Pradze-Południe, ale doszedłem do wniosku, że dojazd do pl. Na Rozdrożu jest bardzo dogodny. A niedaleko tego placu znajduje się moje biuro poselskie. Nie chciałem też dublować lokalizacji biur innych naszych posłów. W prawobrzeżnej Warszawie planowałem otworzyć filię biura na Targówku, ale władze stwierdziły, że nie mają żadnych wolnych lokali.
– Słucham?
– Tak stwierdził Urząd Dzielnicy Targówek, dlatego zdecydowałem o otwarciu filii na Mokotowie i w Ursusie. Niemniej Praga-Południe cały czas jest mi najbliższa! To w naszej dzielnicy otrzymałem największą liczbę głosów w ostatnich wyborach parlamentarnych. Za wszystkie głosy jeszcze raz serdecznie dziękuję mieszkańcom, ponieważ bez tego wsparcia nie byłoby mnie w Sejmie.
– Z jakimi sprawami najczęściej zwracają się do Pan mieszkańcy?
– Często przychodzą z problemami mieszkaniowymi. Zarówno osoby z zasobów komunalnych, jak i tych zreprywatyzowanych kamienic. Wiele tematów dotyczy współpracy ze wspólnotami mieszkaniowymi i spółdzielniami, z radnymi, których zresztą doskonale znam. Ma Pan rację, że kontakt z mieszkańcami jest dla mnie bardzo ważny. Im więcej rozmów, tym lepsze są efekty mojej pracy. Biuro na Koszykowej 10 jest otwarte pięć dni w tygodniu. Moi współpracownicy odbierają telefony lub maile. Zapraszamy wszystkich, którzy mają jakiś problem, czy potrzebują porady. Od tego jesteśmy, żeby pomagać.
– Po raz kolejny w naszej rozmowie pojawiło się słowo „kontakt”, więc nawiążę do minionej kampanii wyborczej. Był bardzo późny wieczór, dwa dni przed wyborami. U zbiegu ul. Skaryszewskiej i Targowej spotkałem wtedy kandydata na posła, Jarosława Krajewskiego, który, jak to się mówi, chodził po mieszkaniach. Przy tak dużej polaryzacji na scenie politycznej nie obawiał się Pan kontaktu bezpośredniego, że jako reprezentant PiS zostanie Pan przez jakiegoś zwolennika PO wyrzucony z domu tylko za opcję polityczną?
– Nie miałem nigdy takich problemów. Pewnie to kwestia tego, że w bezpośrednich rozmowach mieszkańcy szybko mogli się przekonać, że wiem, o czym mówią. Lubię rozmawiać z ludźmi. Gdy na przykład rozmawiałem z mieszkańcami Pragi-Południe o konieczności realizacji obwodnicy Pragi od ronda Wiatraczna do ronda Żaba, o Parku Skaryszewskim, wybudowaniu ujęcia wody oligoceńskiej, o poprawie bezpieczeństwa, czy organizacji zajęć dla seniorów, to mówiliśmy o konkretach, bez politycznych podtekstów. Mieszkańcy docenili ten kontakt i te rozmowy.
– Nie da się ukryć, że dziewięcioletnie doświadczenie z Rady Warszawy przygotowało Pana do merytorycznych rozmów na tematy nurtujące mieszkańców. A skoro mowa o samorządzie, to chyba najbardziej spektakularnym Pana sukcesem było zmuszenie warszawskiego Ratusza do opublikowania umów zleceń i umów o dzieło zawieranych przez urząd miasta?
– Tak, ta sprawa zakończyła się wyrokiem Sądu Najwyższego, który przyznał mi rację i zobowiązał prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz do ujawnienia zleceniobiorców umów cywilnoprawnych. Ratusz wychodził z założenia, że nie musi ujawniać, komu wypłaca pieniądze pochodzące z naszych podatków i opłat, czyli ze środków publicznych.
– Walczył Pan sam, bardzo długo, z potężnym aparatem. Czuł się Pan momentami jak Dawid walczący z Goliatem?
– Czułem się tak od początku. Przez 40 miesięcy sam chodziłem na rozprawy. Najpierw do sądu rejonowego, a potem okręgowego. Trzeba było wykonać konsekwentną i dużą pracę na rzecz jawności życia publicznego. Hanna Gronkiewicz-Waltz miała do dyspozycji prawie dwustu radców prawnych zatrudnionych przez Miasto, a do tego zatrudniła jeszcze jedną z najdroższych w Warszawie kancelarii prawnych…
– Także płacąc z naszych środków…
– Oczywiście.
– W Sejmie pracuje Pan aż w czterech komisjach. Która z nich jest najciekawsza?
– Bardzo dużym wyzwaniem będzie praca w komisji śledczej, która ma wyjaśnić aferę „Amber Gold”. To afera, która podważyła zaufanie Polaków do instytucji Państwa. A każdy z nas mógł się stać ofiarą tej gigantycznej piramidy finansowej.
– Życie to nie tylko polityka.. Jak poseł Krajewski spędza wolny czas?
– Staram się znaleźć czas na rozwijanie swoich sportowych pasji. Najczęściej jest to jazda rowerem, biegi, raz w tygodniu piłka nożna. To także świetna forma pewnego odstresowania, a stresu w parlamentarnej pracy nie brakuje.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Adam Rosiński