Tomasz Sapryk
Urodził się w Warszawie. Wychowywał się w szczęśliwej i kochającej się rodzinie. I chociaż obecnie Tomasz Sapryk wydaje się być oazą spokoju, w dzieciństwie uchodził za prawdziwego rozrabiakę.
– Byłem tym najmłodszym w rodzinie, takim ananaskiem! Pewnie dlatego miałem taryfę ulgową. Mama miała dla mnie wyjątkową dozę wyrozumiałości – powiedział szczerze aktor.
Swoje dzieciństwo wspomina z sentymentem, mimo że mama pana Tomasza była szalenie zapracowaną osobą. Zawsze jednak znajdowała czas dla syna. Wspierała go we wszystkich jego wyborach. Doradzała, cierpliwie słuchała i zawsze czekała na niego z ciepłym obiadem. Ważnym elementem dzieciństwa pana Tomasza było harcerstwo. Przez rok pełnił funkcję drużynowego 288 WDH Trampy na Pradze-Południe.
– To była wspaniała młodość w lesie, tzw. pionierka, budowanie mebli, kopanie latryn, kąpiele w jeziorze i wakacje za 2,20 zł, bo tyle kosztował bilet – zdradził.
Sielskie czasy przerwała zbyt wczesna śmierć ojca pana Tomka. Młody chłopak bardzo to przeżył. Musiał się z tym jednak jakoś pogodzić.
Po maturze zdecydował się zdawać do warszawskiej Szkoły Teatralnej. Na studiach szło mu bardzo dobrze. Ukończył uczelnię w 1990 roku. Od razu zadebiutował na scenie, w roli Tybalta w spektaklu „Romeo i Julia” Williama Shakespeare’a w reżyserii samego Andrzeja Wajdy.
Pierwszy raz na ekranie pojawił się w epizodycznej roli w filmie dla dzieci „Mów mi Rockefeller” Waldemara Szarka. Zagrał również w spektaklu Teatru TV. W całej swojej karierze wystąpił w sumie w blisko stu różnych filmach i serialach. Kreował z reguły niewielkie role, niestety bardzo często sprowadzone do barwnych epizodów.
Najbardziej znaną i uznaną, zarówno wśród widzów, jak i krytyków filmowych, była postać ojca Stefka i Elki w dramacie filmowym „Sztuczki” Andrzeja Jakimowskiego. To właśnie ta kreacja aktorska przyniosła mu dwie prestiżowe nagrody filmowe: Orła oraz Złotą Kaczkę. Obie w kategorii na najlepszego aktora drugoplanowego. Obecnie miłośnicy seriali mogą oglądać go w „Singielce” na antenie TVN.
Pan Tomasz realizuje się nie tylko w aktorstwie. Może pochwalić się również innymi umiejętnościami. Doskonale sprawdza się np. w dubbingu. Ale na tym nie koniec. Od dłuższego czasu marzyło mu się spróbowanie swoich sił w reżyserii. Pragnienie to także udało mu się ziścić i to z sukcesem. Wyreżyserował sztukę „Lekko nie będzie” Jean-Claude Islerta, która cieszy się ogromną popularnością wśród widzów w teatrze „Kamienica”.
PWST pomogło panu Tomaszowi rozwinąć skrzydła w sferze zawodowej, ale nie tylko. To właśnie dzięki studiom poznał miłość swojego życia – Alicję. Kiedy dziewczyna zaczynała pierwszy rok studiów, on był już absolwentem. Przyszedł jednak sprawdzić, kto dostał się na kolejny rok. Ta miłość spadła na niego, jak grom z jasnego nieba. Alicja od razu wpadła mu w oko.
Zaczęli się ze sobą spotykać, ich uczucie kwitło. Aktor bardzo szybko poprosił ukochaną o rękę. Oświadczyny zostały oczywiście przyjęte z radością. Okres narzeczeństwa nie był długi. Para szybko stanęła na ślubnym kobiercu. I była to jedna z lepszych decyzji w życiu pana Tomasza. Aktor stworzył z żoną małżeństwo idealne.
– Jesteśmy od siebie uzależnieni. Konsultujemy się ze sobą we wszystkich sprawach. Alicja jest szalenie atrakcyjną, a do tego bardzo mądrą kobietą. I przez nią ja też muszę stale trzymać poziom. To ona nie daje mi się rozpuścić i rozgwiazdorzyć – powiedział szczerze.
Razem wychowują trójkę dzieci, dwie córki i syna. Tworzą zgraną i wspaniałą rodzinkę. Mieszkają na warszawskim Grochowie.
– Dzisiaj mamy z dziećmi super przyjaźń. Zawsze gdzieś tam w środku wzruszam się na myśl o tych słowach, bo to jest taka fajna rzeczywistość, którą udało nam się z żoną wypracować. Mam nadzieję, że razem z żoną uzbroiliśmy dzieci w takie instrumenty, że dadzą sobie radę, a kiedy będą potrzebować pomocy, odezwą się – wyznał.
Jako rodzina sprawdzili się w najtrudniejszych momentach. Pan Tomasz miał poważne kłopoty ze zdrowiem. Zaczęły się one w 2014 roku. Aktor zasłabł na scenie podczas prób do kolejnej sztuki. Był przekonany, że to skutek powikłań po grypie. W szpitalu okazało się, że przeszedł zawał serca. Obawiał się tego, tym bardziej że to właśnie zawał serca doprowadził do przedwczesnej śmierci jego ojca.
Z biegiem czasu wyrzucił złe myśli z głowy i zaczął walczyć o swoje zdrowie. Rzucił palenie, zmienił żywieniowe nawyki. A rodzina cały czas kibicowała mu i wspierała go w tych najtrudniejszych momentach. I gdy wszystko zaczęło się układać, podczas rutynowej kontroli lekarze wykryli u niego nowotwór. Aktor poddał się operacji – wycięto mu nerkę, dzięki czemu uratowano mu życie.
– Rodzina nie odstępowała mnie na krok. Nie mam głębokich przemyśleń dotyczących wychodzenia z choroby, dlatego, że nie musiałem w obliczu zagrożenia życia doceniać tego, co mam. Doceniłem to już znacznie wcześniej – podsumował.
Chociaż nie zawsze układało się tak jak być powinno, pan Tomasz uważa się za dziecko szczęścia. Nie ma o nic żalu do losu. Najlepiej, jak potrafi wykorzystuje drugą szansę, którą otrzymał od życia. Gra w teatrze, telewizji i celebruje każdą chwilę spędzoną w gronie najbliższych. Poza tym cały czas wierzy w to, że wszystko co najlepsze dopiero przed nim. (ad)