Gdzie tu polityka?
– Nie ma lekko…
– W jakim znaczeniu, że zapytam, panie Kaziu – Eustachy Mordziak odłożył staniczek, który właśnie oddała mu klientka nie kupiwszy i przywitał się z panem Kazimierzem Główką. Pan Kaziu skończył już zakupy i jak zwykle wpadł do kolegi pogadać chwilę.
– No, z tą budową, nie ma lekko. Właśnie przed chwilą zagadałem z panami budowlańcami i oni mówią, że jeszcze trochę się im zejdzie.
– Damy radę! Zobacz pan – pan Eustachy pociągnął ręką szeroko obejmując cały plac, na którym z dnia na dzień gęściej się robi od straganów. – Jesteśmy pod dachem, na głowę nie pada, towar wyłożony, luks!
– Co prawda, to prawda, choć jednak ciągle narobić się trzeba.
– Ba! U nas tylko podatki można płacić przez Internet, ale skrzynki trzeba już przenieść samemu. I każde pół kilo ogórków zważyć, pęczek włoszczyzny wziąć do ręki, kawałek słoniny odkroić.
– Bywa gorzej, przyzna pan. Szwagier mojej Krysi wrócił ostatnio z Bieszczad. I spotkał tam gości, którzy węgiel drzewny wypalają. Panie, to jest dopiero robota! Wielkie piece, w których oni ręcznie układają bukowe bierwiona – po metrze każdy. Pod sufit, znaczy na jakieś dwa metry, dwa i pół metra. Potem to podpalają i całą dobę tego pilnują – w smrodzie, w dymie, że nic nie widać. Goście wyglądają jak rdzenni mieszkańcy Afryki Równikowej. To jest panie robota!…
– Pan to dziwny jest, panie Kaziu. Dlaczego nie powie pan po prostu, jak „murzyni”?
– Teraz już nie używa się takich słów… W USA, gdzie największą szajbę na tym punkcie mają, śmieją się, że i słowo „kobieta” jest już powoli zastępowane przez poprawne politycznie „feminoamerykanin”.
– Znaczy się, panie Kaziu, kapitalizm może oduczyć ludzkiego języka, ale od roboty człowieka nie uwolni. Co to, to nie!
– Ale za to jak oni stoją, jacy bogaci, jacy bezpieczni ci Amerykanie. Słyszałem, że nawet wojny z Chinami się nie boją, bo ich pociski przebijają dowolny chiński czołg.
– A ja słyszałem, że i Chińczycy nie obawiają się wojny z USA, bo ich czołgi są dwukrotnie tańsze od amerykańskich pocisków przeciwpancernych…
– Chce pan przez to powiedzieć, że Amerykanie nie nadążą produkować tych pocisków, i wcześniej splajtują, niż odbędą defiladę w Pekinie?
– Właśnie tak. Wszystko jest względne, panie Kazimierzu. Przecież pan to wie lepiej ode mnie. Ludzie są różni i dla każdego, co innego jest ważne, opłacalne, piękne. Weź pan te moje staniki – przyjdzie jedna kobitka i kupuje, bo się jej podoba; przyjdzie druga, spojrzy i do ręki nie weźmie… Te same staniki, a jednak nie takie same. Co tam staniki, nawet te same fakty mogą się okazać różne. Wszystko zależy od tego, kto mówi, co mówi i jaki ma w tym interes. Dla tych pańskich robotników nasza budowa musi się jeszcze pociągnąć, a dla mnie na przykład, jest już po, bo ja handluję ze straganu, na powietrzu i mnie już jest dobrze. Tak jest ze wszystkim.
– A propos – ktoś mi taki dowcip opowiedział:
Mąż wraca z pracy do domu, a zapłakana żona pakuje go i wyrzuca.
– Co ty wyprawiasz?! – pyta zaskoczony.
– Zdradziłeś mnie! – wykrzykuje żona i ciska w niego plikiem zdjęć, na których widać jak uprawia on seks z kochanką. Mąż spokojnie i z opanowaniem przegląda zdjęcia, po czym mówi do żony:
– Kochanie, uspokój się! Wszystko się ułoży! Musimy tylko wyjaśnić, kto te zdjęcia zrobił i dlaczego chce zniszczyć nasze małżeństwo.
Podobno jest to dowcip polityczny, ale ja tu żadnej polityki nie widzę. A pan, panie Eustachy?
Szaser