Jarosław Kret
Odkąd pamięta różnił się od swoich rówieśników. Nigdy nie lubił podążać za tłumem. Koledzy kochali sport, a jego interesowały kwiatki, rybki, filmy przyrodnicze. Zamiast spędzać czas wolny z kumplami, wolał chodzić do lasu obserwować ptaki. Jarosław Kret był chłopcem marzycielem, chodzącym z głową w chmurach.
Dzieciństwo wspomina z sentymentem. Ma brata bliźniaka, Jacka. Ale osobą, która miała na niego największy wpływ był ojciec. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu i wiele rozmawiali. Kiedy zmarł, Jarek nie potrafił pogodzić się ze stratą. Był to dla niego wielki cios.
Musiał się jednak z tym uporać i wymyślił, że podbije Afrykę. Pewnie dlatego zaczął studiować egiptologię w Instytucie Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Później przeniósł się na Uniwersytet Kairski w Kairze. Przez dwa lata studiował też archeologię w Instytucie Archeologii Śródziemnomorskiej. Po stypendium w Kairze wybrał się na afrykanistykę w zakładzie Afrykanistyki Instytutu Orientalistycznego. Poszedł także na kulturoznawstwo w Podyplomowym Studium Stosunków Międzykulturowych w Instytucie Orientalistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. W sumie studiował 12 lat. Nie robił tego dla dyplomu, ale po to, żeby wzbogacić się duchowo i intelektualnie.
Latem jeździł do Niemiec, Holandii, Szwecji, aby zarobić parę groszy. To właśnie tam nauczył się ciężko pracować.
– Kładłem chodniki, malowałem domy, cyklinowałem podłogi. Przywoziłem 700 dolarów i żyłem za to przez rok. Miałem kawalerkę w centrum miasta – wspomina po latach.
Odkąd pamięta, zawsze chciał zostać dziennikarzem. Dlatego, gdy w Warszawie powstała prywatna telewizja, postawił wszystko na jedną kartę. Poszedł na casting. Niestety reżyser udowodnił mu, że sepleni i nie umie czytać. Mimo wszystko został przyjęty. Po latach żartuje, że dostał się na ładne, niebieskie oczy.
Szybko zdobył cenne doświadczenie i zatrudniono go w Teleexpressie, gdzie pracował jako prezenter i reporter. Spodobał się widzom. Dostał swoje autorskie programy telewizyjne: Klub Podróżników i Kino Klubu Podróżników w TVP Warszawa. A jakby tych obowiązków było mało, należał również do pierwszego, założycielskiego składu redakcyjnego polskiego wydania magazynu National Geographic.
Od 2002 do 2016 r. prowadził prognozę pogody w TVP. Miał także swoje autorskie programy: „Planeta według Kreta”, „Podróże z barometrem”, czy „Polska według Kreta”. Natomiast od stycznia 2017 prowadzi prognozę pogody w Nowa TV. Obecnie możemy oglądać go również w „Agencie” stacji TVN.
Telewizja to dla Jarka ważny element życia, nie tylko zawodowego, ale również prywatnego. To właśnie dzięki niej dziennikarz poznał swoją żonę. Była koleżanką znajomych, która dopiero co zerwała z chłopakiem, z którym była od liceum.
– Rodzice namawiali ją, aby do niego wróciła. Ale ona, im na złość , wzięła ze mną ślub. W głębi serca cały czas kochała jednak swojego byłego, z którym rozstała się tuż przed ślubem ze mną. A gdy znów pojawił się na horyzoncie, powiedziała mi „do widzenia”. I wbrew temu, co się o mnie mówi, to nie ja, a ona mnie zostawiła – zdradził po latach.
Nie zraził się jednak do uczuć. Miał różne miłosne przygody. Ojcem został, gdy dobiegał czterdziestki. Kiedy na świecie pojawił się Franio, całego jego życie przewróciło się do góry nogami. Niestety nie udało mu się stworzyć szczęśliwej i kochającej rodziny. Z matką Frania był w układzie partnerskim. W ich związku, nie było mowy o miłości, przynajmniej z jego strony. Był tatą, który miał swój własny dom i wychowywał syna w domu mamy.
Później, jak grom z jasnego nieba, pojawiła się wielka miłość do Agaty Młynarskiej. Jarek musiał więc definitywnie zakończyć związek z matką swojego dziecka. Nie zwlekał z tym długo. A jego związek z piękną Agatą był tematem numer jeden w polskim show-biznesie. Niestety szalone uczucie jego i dziennikarki, również nie przetrwało próby czasu. Para rozstała się.
Wydawać by się wtedy mogło, że burzliwe życie uczuciowe Jarka nigdy się nie ustabilizuje. Okazało się, że nic bardziej mylnego. Od kiedy u jego boku pojawiła się Beata Tadla, wszystko się zmieniło.
– Jestem zdecydowany spędzić życie z Beatą. I wezmę z nią ślub, nie po to, żeby jej coś udowadniać i stwarzać pozory bezpieczeństwa. Tylko po to, żeby można było usankcjonować nasz związek, bo planujemy, by trwał do końca. Dokument będzie potrzebny choćby po to, żeby mogła bez problemów wejść do mnie do szpitala, jak mnie szlag trafi. Beata jest dla mnie kwintesencją piękna, mądrości, kobiecości, dobra. Po raz pierwszy spotkałem kobietę, w której nie zauważam żadnych wad. Przynajmniej takich, które mogłyby mi nie pasować. Pełna zrozumienia, współpracy, współodczuwania. Nie mogę przestać cieszyć się jej widokiem. I wciąż, i wciąż się poznajemy, i dzień po dniu, każdego dnia na nowo zakochujemy się w sobie… – wyznał.
Żyją razem na przytulnym osiedlu domów jednorodzinnych w podwarszawskim Wawrze. Z dala od zgiełku stolicy odpoczywają w swoim 160-metrowym domowym zaciszu. Do dyspozycji mają m.in. dwie sypialnie i aż trzy łazienki. Są też pokoje dla ich dzieci: Janka i Frania. Każdego dnia celebrują swoją miłość i żyją tak, jakby jutra miało nie być. Po prostu starają się być szczęśliwi.
Foto: Agencja WBF