My…
Żyjemy w świecie pełnym kontrastów. Obok luksusowych, kosztownych aut telepią się dziarskie, choć nie najpiękniejsze starowinki – ważne, że nadal służą właścicielowi. Na naszych prawobrzeżnych ulicach, czyli w tej części miasta, w którą ratusz od lat inwestuje niechętnie i najmniej, jak się da, o domy dbają głównie spółdzielnie i wspólnoty – nawet za cenę spłacanego latami kredytu remontują, upiększają, unowocześniają. Ale nie każdy jest zainteresowany remontem i nie każdego na to stać.
Kontrasty pogłębiają się nie tylko w tym obszarze: jedni jadają na obiad polędwice wołowe, inni – kurze udka, mięso niemal dwadzieścia razy tańsze. Niektóre panie ubierają się w sukienki po kilka tysięcy złotych, inne – często wyglądając nie gorzej – w kreacje za grosze, upolowane w lumpeksach.
Jedni zarabiają skromnie, inni dużo, a jeszcze inni – astronomicznie. Gdybyż pieniądze dawały gwarancję szczęśliwego, udanego życia! Przez wiele lat obserwowałam rodzinę: inżynier, nauczycielka, troje dzieci, a wszyscy w kawalerce 35 m kw. Zawsze roześmiani, dzieci szczęśliwe, po prostu – ideał. Żyli bardzo skromnie, mnóstwo czasu spędzali razem. Gdy dzieci kończyły podstawówkę, kupili niewielki dom pod Warszawą, na który oszczędzali przez całe życie i wyprowadzili się. Brakuje mi ich radości, szacunku i opiekowania się sobą nawzajem. Status majątkowy nie jest gwarantem rodzinnego szczęścia, ani przeszkodą, by je osiągnąć.
W przedwojennej Warszawie (lata dwudzieste) zarejestrowano ponad 20 tysięcy bezdomnych, którym trzeba było pomóc. Skrajne kontrasty były wówczas jeszcze większe, niż dziś, a bieda popychała wiele kobiet do prostytucji, często za równowartość ceny bochenka chleba; byle gdzie, byle jak, byle by.
Prawda, że wówczas dopiero co odzyskaliśmy wolność, po 123 latach zaborów. Prawda, że Polska wtedy kształtowała się, krzepła, starała się ustalać i realizować priorytety gospodarcze czy socjalne. Chcieliśmy być narodem dumnym ze swego kraju, patriotycznym, niezwykłym. Tak chciano wychowywać przyszłe pokolenia, w umiłowaniu Boga i Ojczyzny, w szacunku dla polskości i dla drugiego człowieka. W przyszłym roku minie sto lat tej naszej wolności, w tym lata 1939-1945, czas wojny.
W sumie, dłużej byliśmy pod zaborami, niż teraz jesteśmy bez nich. Jak blisko lub daleko jesteśmy od tamtych oczekiwań, ideałów, radości? Żyjemy tu i teraz, lecz czy czasem znajdujemy chwilę na refleksję? My, Polacy, w wolnej Polsce.