Życie w marszobiegu
Rozmowa ze Stanisławem Wysockim – Wicemistrzem Świata Weteranów w Biegach na Orientację, członkiem Sekcji BnO klubu Spójnia Warszawa, byłym wojskowym i radnym Pragi Południe.
– Panie Stanisławie, z tego co wiem, to biegami na orientację pasjonuje się Pan od lat, ale największy sukces przyszedł w tym roku…
– Tak. Międzynarodowa Federacja Biegów na Orientację co roku organizuje Mistrzostwa Świata Weteranów. Na tegorocznych, jako pierwszy Polak w historii, wywalczyłem medal. W czasie mistrzostw zawodnicy podzieleni są na odpowiednie grupy wiekowe…
– A przepraszam, Pan to w jakiej grupie startuje?
– W kategorii M 90. W zawodach liczy się rocznik urodzenia i mimo, że dziewięćdziesiąt lat skończę dopiero za kilka dni, to już na tegorocznych zawodach występowałem w tej kategorii. Mistrzostwa Świata rozegrano w łotewskiej Rydze. W sumie startowało tam dwa i pół tysiąca zawodników z czterdziestu krajów. Ja brałem udział w tzw. sprincie, który organizuje się w miastach, najczęściej na starówkach tych miast. No i wywalczyłem srebrny medal. Wygrał zawodnik z Danii, a brązowy medal zdobył Szwed.
– Sprint na starówce..?
– No, w moim wieku to już raczej marszobieg, ale konkurencja nazywa się sprintem. A na starówkach, bo tam można w różnych zakamarkach, podwórkach, bramach ustawić punkty kontrolne, które czasami, przyznam, wcale nie jest łatwo znaleźć.
– Oczywiście biegacie z mapkami i musicie w odpowiedniej kolejności odwiedzić każdy punkt kontrolny na nich zaznaczony?
– Obowiązkowo. Jeśli się pominie lub przeoczy któryś z punktów, to następuje dyskwalifikacja zawodnika. Ja zawsze mówię: pierw głowa, później nogi. Bo można szybko przebiec, a punktu nie znaleźć. A w Rydze mieliśmy aż 17 takich punktów. Mamy specjalnie opracowane mapki, bardzo dokładne, w skali 1:4000. Z tym, że to nie są takie zwykłe mapy topograficzne, z jakimi spotyka się przeciętny człowiek. Nasze różnią się m.in. kolorystyką, są wzbogacone różnymi szczegółami, których na normalnych mapach nie ma.
– Biegłe czytanie takich map to chyba połowa sukcesu?
– Ja z zawodu jestem topografem Wojskowej Służby Topograficznej i mapami zajmuję się od 1947 r. Jak później przeszedłem w stan spoczynku, to zacząłem sam opracowywać mapy do biegów na orientację. Opracowałem kilkadziesiąt takich map.
– W powszechnej świadomości biegi na orientację są dyscypliną dosyć młodą, a ponoć to nie jest prawdą..?
– Ta dyscyplina liczy sobie ponad 130 lat. Pierwsi wprowadzili ją Norwegowie, którzy musieli przemieszczać się między osiedlami. Ja zaś pierwszy raz w takich zawodach, to był Bieg na Orientację na Pucharze Węgier, wystartowałem bodajże w 1968 r. A wie Pan, że to jedyna dyscyplina sportowa, w której nie ma ograniczenia wieku startujących?
– Przyznam, że tego nie wiedziałem. Opowiada Pan o biegach z wielką pasją i zaangażowaniem – widać, że Pan propaguje tę dyscyplinę…
– Staram się namawiać innych. Szczególnie dlatego, że zdecydowana większość ludzi w moim wieku, to już tylko, jak to się mówi, grzeje fotel, ogląda głupią telewizję i tylko narzeka. I w ten sposób niesamowicie się degradują.
– Jest Pan w świetnej formie fizycznej i umysłowej, czy oprócz ruchu stosuje Pan jakąś specjalną dietę?
– Nie, nie stosuję żadnej diety. Po prostu dbam o kondycję. Trenuję sobie tutaj gdzie mieszkam, czyli na Gocławiu. Mam taką opracowaną trasę około 1810 metrów długości i jak ją pokonuję, to mi średnio marszobieg wychodzi 10 minut na kilometr.
– A czy gdzieś po naszej stronie Warszawy bierze Pan udział w zawodach?
– Tak, choćby w Falenicy, gdzie zawsze na początku grudnia odbywają się Zimowe Biegi Górskie. Tam jest taka potężna wydma i trasa, która przez nią przechodzi ma w sumie przewyższenie ok. 200 m i ma osiem podbiegów i osiem zbiegów – stąd bieg górski. Nie są mi obce także imprezy towarzyszące Biegowi Wedla w Parku Skaryszewskim.
– Panie Stanisławie, dziękuję za rozmowę, jeszcze raz gratulujemy sukcesu i do zobaczenia na trasie.
Rozmawiał Adam Rosiński