Zakochałem się w Pradze
„Mieszkaniec” rozmawia z Czesławem Mozilem – muzykiem i mieszkańcem Pragi Północ.
Gdy zaczynamy tę rozmowę w praskim Koneserze, obok nas wije się długa kolejka do fanowskiego sklepu zespołu Metallica otwartego przed ich koncertem w Warszawie. Czy Pan także jest fanem Metalliki?
Trudno nie szanować Metalliki za całokształt jej twórczości. W tej chwili nie słucham na co dzień ich muzyki, ale do Metalliki mam sentyment, bo jej perkusista, Lars Urlich, jest Duńczykiem, a ja spędziłem dużą część życia w Danii, gdzie członkowie tego zespołu są uwielbiani jeszcze bardziej niż w Polsce.
Spotykamy się w sercu Pragi-Północ. Czuje się Pan już wrośnięty w tę część Warszawy? Jak długo Pan tutaj mieszka?
Od samej przeprowadzki z Krakowa, czyli od 2011 roku. Nie uważam się za prażanina, raczej za tak zwanego słoika, ale czuję się w pełni w Pragę-Północ wrośnięty. Kraków opuściłem, a właściwie z niego uciekłem, żeby mniej imprezować. Mam poczucie, że w Warszawie praca to praca, a impreza to impreza, a w Krakowie, jak dla mnie, za bardzo to się jednak miesza. Najpierw zamieszkałem przy ul. Korsaka, bo jedyna knajpa w Warszawie którą znałem, to był „Łysy pingwin”, prowadzony przez mojego przyjaciela, więc stwierdziłem, że skoro mam mieszkać w stolicy, to blisko miejsca, które jakoś znam. Dziś jestem zachwycony Pragą. Mamy tu świetny bazarek na Szmulkach, na którym uwielbiam robić zakupy. Początkowo nie rozumiałem co mają na myśli moi sąsiedzi od dziesięcioleci mieszkający na Pradze, gdy mówili, że jak nie muszą, to nie przekraczają Wisły. A teraz sam mam tak samo i żebym pojechał do Śródmieścia, to naprawdę muszę mieć dobry powód. Zakochałem się w Pradze!
Skoro przez wiele lat mieszkał Pan w Kopenhadze to chciałbym zapytać – czy spotkał Pan w tamtym mieście jakąś dzielnicę podobną do Pragi-Północ?
Taką dzielnicą jest Nørrebro, ale to tylko podobieństwo. Urok warszawskiej Pragi jest unikalny i niepodrabialny. Praga jest najbardziej multikulti w całej Warszawie. A jeśli chodzi o zaangażowane społecznie graffiti, występujące w obronie praw kobiet, czy praw mniejszości seksualnych – to najwięcej jest ich właśnie na Pradze-Północ.
Jest Pan znany jako muzyk, wokalista, autor przebojów. Nie wszyscy wiedzą, że chętnie sięga Pan także po inne gatunki sztuki scenicznej. Np. w 2018 roku w Teatrze Nowym w Zabrzu występował Pan w „Spowiedzi emigranta”, fuzji koncertu, monodramu muzycznego, performance i stand-upu.
To prawda. Także moje koncerty nie są nigdy tylko zaśpiewaniem piosenek, to zawsze jest performance z elementami innych niż piosenka form wyrazu. Ze stand-upem czasem flirtuję, ale regularne występy z monologami zostawiam jednak prawdziwym stand-uperom.
W tym spektaklu nazwał Pan siebie „podwójnym emigrantem”. Co to znaczy?
Wyemigrowałem z Polski z rodzicami mając sześć lat i choć co roku przyjeżdżaliśmy do Polski na wakacje, Polska była dla mnie bardziej opowieścią, której do końca nie znałem. Teraz Polska jest moim domem, ale żeby tak było, musiałem się Polski nauczyć. Stąd moje określenie o podwójnej emigracji.
Był Pan jurorem w programach typu talent-show. Niektórzy mówią, że kiedyś to były „prawdziwe” gwiazdy, a talent-show wyłaniają najbardziej przebojowych, ale nie najbardziej utalentowanych. Co Pan na to?
To zupełnie nietrafiony argument, a raczej po prostu gadanie głupot. Tak mogą mówić ci, którzy nie mają pojęcia o czym mówią i nie znają się na muzyce. Przede wszystkim te programy nie mają wyłaniać twórców piosenek. Są w Polsce świetni twórcy piosenek, którzy nie są bardzo mocnymi wokalistami, jak na przykład Muniek Staszczyk, który jest świetnym facetem i na pewno się za te słowa na mnie nie obrazi. Ja też – mam wykształcenie muzyczne, piszę piosenki, ale pewnie do trzeciego etapu talent-show ze swoim śpiewem bym nie doszedł. Te programy mają wyłaniać tych, którzy umieją śpiewać. I nie znam drugiego kraju w Europie, w którym aż tyle aktualnych gwiazd sceny estradowej to byliby ludzie, którzy w talent-show niekoniecznie nawet zwyciężali, ale zajmowali wysokie pozycje. Monika Brodka, Dawid Podsiadło, Ania Dąbrowska, Daria Zawiałow, Grzegorz Hyży.
Rozmawiamy w czasie, w którym przez Polskę przetacza się gigantyczna dyskusja na temat praw autorskich…
Polska to chyba ostatni kraj Unii Europejskiej, który nie uregulował jeszcze tych spraw z wielkimi koncernami medialnymi. Oczywiście trochę inne interesy co do swoich praw twórczych mają dziennikarze, inne filmowcy, a inne muzycy. Jest to temat bardzo złożony, nie jestem od niego ekspertem, ale z pewnością jesteśmy z tą sprawą bardzo do tyłu.
Proszę na koniec zdradzić Pana najbliższe artystyczne plany?
Zaraz po rozmowie z panem jadę do studia, a w kolejne dni nagrywam piosenki na płytę zespołu Czesław Śpiewa, która ukaże się na wiosnę 2025. Wygraliśmy z Michałem Zabłockim festiwal opolski i także nagrywamy płytę. Oraz koncerty, koncerty, koncerty… Bardzo ich dużo. W samym tylko lipcu chyba dwanaście.
Rozmawiał: Rafał Dajbor
Foto: Bartek Busz
gazeta Mieszkaniec, Warszawski Lokalny Portal Informacyjny Mieszkaniec, warszawskie informacje