Tolek Banan jest wszędzie

Autorka dowodzi, że Tolek Banan jest wszędzie.

Niezwykle przyjemnie jest mieszkać w dzielnicy, w której rozgrywa się akcja jednej z ulubionych książek mojego (i nie tylko mojego) dzieciństwa.

„Stawiam na Tolka Banana” autorstwa Adama Bahdaja czytałam w swoim życiu kilkadziesiąt razy i z każdą lekturą odkrywałam w tej książce coś nowego. Wielokrotnie chodziłam po dzielnicy śladami bohaterów książki i kilkakrotnie oprowadzałam tą trasą czytelników. Bo naprawdę jest gdzie wędrować.

Po prostu „muka”

O książce i kulisach jej powstania rozmawiałam przed laty z synem pisarza – Markiem Bahdajem. To dzięki niemu jeden z bohaterów książki – Filipek – mówi co drugie słowo „Muka”. Wprawdzie książka powstała, gdy Marek Bahdaj był już studentem Politechniki, ale inspiracja pochodziła z czasów, gdy miał zaledwie kilka lat.

Było to w okolicach Stadionu Dziesięciolecia, na którym odbywał się jakiś mecz piłkarski – wspominał w rozmowie ze mną Marek Bahdaj w 2004 roku . – Z tego meczu najbardziej pamiętam piekielny upał i to, że strasznie chciało mi się pić. Gdy mecz się skończył, ojciec próbował dla mnie kupić jakąś wodę mineralną lub oranżadę. Niestety poza jasnym piwem niczego nie było. Wówczas tato zaproponował mi ten napój pod warunkiem, że nie powiem nic matce. Miałem wówczas najwyżej dwanaście lat i z ochotą przystałem na ten układ. Ojciec wypił duże piwo, a ja małe. Pamiętam, że szliśmy razem z tłumem kibiców w kierunku parku Skaryszewskiego, a mnie straszliwie plątały się nogi. Ojciec to zauważył i się zaniepokoił: „Tylko matce nic nie mów” – przypomniał. A ja wybełkotałem: „Muka”. Tato bardzo się zainteresował tym tajemniczym słówkiem. Wyjaśniłem mu, że to używane w naszej szkole słowo wytrych. Znaczy wszystko i nic. Było szczególnie przydatne wówczas, kiedy nie potrafiliśmy odpowiedzieć na zadane pytanie. Kilka lat później, kiedy czytałem „Stawiam na Tolka Banana” odkryłem, że słowo „muka” często powtarzał Filipek, jeden z bohaterów powieści. Pamiętam, że odczułem wówczas satysfakcję, tak jakbym był współautorem dialogów do tej książki.

„Filipkowi nie drgnęła nawet powieka. Twarz miał nieruchomą, jak kauczukowa lalka i oczy wbite w Julka.

– Muka – powiedział spokojnie. Było to jego ulubione słowo, którym wyrażał wszystkie swe uczucia: gniew, radość i zdziwienie, smutek… W tym wypadku »muka« zabrzmiało szyderczo i wzgardliwie”.

To Marek Bahdaj rzucił mi nowe światło na powieść. Czemu jej akcja dzieje się tu, gdzie się dzieje, czyli na Pradze?

Kontrastowa Praga

Oficjalna propaganda państwa socjalistycznego usiłowała tworzyć fikcję społeczeństwa bezklasowego. W tej utopii wszyscy mieli być równi, ale byli „równi i równiejsi” – powiedział w 2004 roku w rozmowie ze mną syn pisarza. – Wydaje mi się, że w tych książkach dla młodzieży mojemu ojcu udało się przemycić odrobinę prawdy o Polsce Ludowej. Prawda zaś była taka, że Polska Ludowa równa nie była i Praga, jako dzielnica kontrastów, pokazywała to po prostu świetnie. Z jednej strony mieliśmy elitarną Saską Kępę, gdzie stały ocalałe z drugiej wojny światowej przedwojenne wille zamieszkałe przez przedstawicieli inteligencji, świata artystycznego oraz prywatnej inicjatywy. To tutaj mieszkał Julek Seratowicz. Z drugiej strony mieliśmy bazar Różyckiego i ulicę Targową z całym trochę cwaniackim, trochę plebejskim otoczeniem. Z tym środowiskiem związany był Cegiełka, który, jak pamiętamy, poza ojcem alkoholikiem miał jeszcze kuratora. Park Skaryszewski ze względu na swoje położenie jednocześnie łączył i dzielił te dwa światy. Właśnie w tym miejscu gang Karioki miał swoją melinę Klondike. Tutaj dochodziło do integracji młodzieży pochodzącej z różnych środowisk.

Dziś nadal istnieją na Pradze dwa światy, choć granica nie przebiega tak ostro, jak kiedyś. Inteligencja mieszka na wszystkich osiedlach. A i plebs jest wszędzie.

Dom Julka i Żulińskiego

Julek Seratowicz, jak wynika z książki, mieszkał na Dąbrówki. To moja ulica. Mój syn, jako dziesięciolatek, mocno przeżywał fakt mieszkania na tej samej ulicy, co Julek i święcie wierzył, że nasz dom jest jego domem. W końcu ślady po kulach z września 1939 roku dowodziły, że jest możliwe, iż na strychu straszy duch gestapowca, którego tak bardzo bała się pani Tecia. Nie wiadomo jednak, gdzie dokładnie na Dąbrówki mieszkał Julek. W książce jest powiedziane, że to willa jednorodzinna, a takich na Dąbrówki brak.

Inaczej jest z willą moczymordy Żulińskiego, który jak wynika z książki mieszkał w domu przy Aldony 15. Na drzwiach nie ma wprawdzie tabliczki z napisem: „artysta malarz Stanisław Żuliński (dzwonić dwa razy!)”, ale jest konkretny adres, a pod nim dom. Jednak znów nie jednorodzinny.

W którym z domów mieszkał Julek Seratowicz? Czy na Dąbrówki naprawdę straszy duch gestapowca?

W okolicach Klondike i na pechowym skrzyżowaniu

Klondike miała być na tyłach kortów tenisowych w Parku Skaryszewskim:

„Nie wiedział, gdzie się znajduje. W melinie? Ale jakiej? Dopiero po chwili ujrzał w kącie wielką skrzynię na piasek, a obok narzędzia ogrodnicze. Domyślił się, że jest w szopie za kortami, gdzie ogrodnicy przechowują narzędzia”.

Sęk w tym, że takiej szopy w tym miejscu nigdy nie było. To jedna z wielu fikcji literackich.

Natomiast na pewno istnieje skrzyżowanie Walecznych i Saskiej, na którym potrącono Cegiełkę.

„Ruszyli w głąb ulicy Saskiej. Było niemal pusto. Z konarów drzew sypały się wielkie krople i jak szklane paciorki opadały na wymyte chodniki. Zapachniało maciejką. (…) Zbliżali się do rogu Walecznych. (…) Ulica była niemal pusta. (…)

Wstąpił na jezdnię i wtedy z Walecznych wyjechał z wielką szybkością samochód.

– Uważaj! – krzyknął przeraźliwie Julek.

Usłyszał zgrzyt hamulców, a potem rozpędzony wóz zatańczył na śliskim asfalcie i rozkołysanym cielskiem uderzył w chłopca. Ten rozpostarł szeroko ramiona, jęknął i jak martwy runął na ziemię.

Samochód ślizgając się na kołach wpadł w ulicę Saską, uderzył o krawężnik. Opony odbiły go na środek jezdni”.

Nigdy jednak nie pojmę, czemu chłopca przewieziono do Szpitala Praskiego, a nie Dziecięcego na pobliską Niekłańską. Może Adam Bahdaj nie pomyślał o tym, że dziecko raczej trafiłoby tam niż do Przemienienia.

Gdzie była melina Klondike? Sprawdzamy w Parku Skaryszewskim, który oddzielał świat Cegiełki od świata Julka Seratowicza.

Działki przedmiot pożądania

Działki przy Alei Waszyngtona, przedmiot pożądania różnych deweloperów, to miejsce jednego z największych odkryć bohaterów książki, bo to tu Julek z Cegiełką wykopali tajemniczą puszkę z kluczami i listem, a wspólna praca na działce tylko zadzierzgnęła ich przyjaźń.

„– Chcieliśmy zapytać szanowną panią, gdzie tu jest działka numer siedemdziesiąt trzy?

– Siedemdziesiąt trzy… siedemdziesiąt trzy? – zastanawiała się głośno. – A, już wiem. Musicie iść do końca ta alejką, a potem przy płocie skręcicie w lewo i tam się zapytacie”.

Sęk w tym, że prawdziwe działki to tak naprawdę cztery niezależne ogródki działkowe, numerację mają więc zupełnie inną, bo uzależnioną od działkowych ulic. Nie wiadomo więc, gdzie znajdowała się działka, na której wykopali puszkę, której zawartość zaprowadziła ich do willi Mauera.

Blok zamiast willi

Pod adresem Augusta 12 miała być nowa i bardziej kulturalna melina gangu Tolka Banana. Jej adres był podany na odwrotnej stronie listu, który tkwił w wykopanej na działkach puszce.

„– Jest! – zawołał szarpiąc Kariokę. – Powiedz, czy mi się zdaje, czy to naprawdę numer dwunasty?

– Numer jest, ale gdzie dom?

– Jeżeli numer jest, to i dom się znajdzie.

Przed nimi ciągnęło się wysokie ogrodzenie z betonowych segmentów, a za ogrodzeniem istna dżungla: zdziczałe krzewy bzu i jaśminu, drobnolistne akacje, czarny bez, kilka świerków i skłębione chwasty. Domu nie było widać. Po chwili doszli do miejsca, gdzie niegdyś była brama wjazdowa i furtka, a obecnie z połamanych słupków betonowych sterczały jedynie żelazne pręty. Od tego miejsca w głąb zielonej dżungli prowadziła wąska zarosła trawą ścieżka”.

Tak opisał to Adam Bahdaj. W rzeczywistości pod adresem Stanisława Augusta 12 stoi przedwojenna trzypiętrowa kamienica. Stała tu, kiedy Adam Bahdaj opisywał przygody gangu Tolka Banana. Stały również domy przy ulicy Cyraneczki, gdzie mieszkał lekkomyślny Maciej Walentynowicz, który nie umiał prowadzić szarego volkswagena i rozbił go pod Wyszkowem, próbując zaimponować pewnej podrzędnej aktorce Marcie Waniewskiej. Żaden z tych domów nie jest jednorodzinną willą.

Ale są i niedopowiedzenia, i zmiany w krajobrazie. Nie wiemy na przykład, czy Filipek handlował na bazarze Różyckiego czy na małym bazarku na Grochowskiej. W którym konkretnie warsztacie na Berka Joselewicza remontowano szarego volkswagena? Żaden nie należy i nie należał do pana Rutkowskiego. Gdzie na Walecznych przyjmował dentysta, u którego Karioka chciała rwać zdrowy ząb? Gdzie konkretnie mieściła się kawiarnia, w której spotykał się Szamajski z ukochaną? Nie istnieje już Kino Sawa, a Stadion X-lecia zmienił się w Stadion Narodowy i nie można tam wejść ot tak sobie i siąść na trybunach, jak zrobił to gang Karioki, by poznać mitycznego Tolka Banana.

Tolek a Szymek

Przed laty Marek Bahdaj opowiadał, że te praskie kontrasty pokazane w książce, zostały uwypuklone w serialu, co nie wszystkim się podobało. Podobno po emisji pierwszego odcinka jeden z redaktorów otrzymał telefon z KC. Jakiś zatroskany towarzysz sugerował, by przerwać emisję, co argumentował w ten sposób, że w TVP pokazywane są gangi młodzieżowe, margines społeczny i bazary zupełnie jakby nie było przyzwoitych organizacji młodzieżowych. Zapewne nie czytał książki. Nie wiedział bowiem, że bohater książki Tolek Banan to tak naprawdę Szymek Krusz – harcerz, który gangowi Karioki przedstawił się jako Tolek Banan, bo wiedział, że tylko tak może zaimponować młodocianym łobuziakom. Prawdziwy Tolek Banan nigdy nie pojawił się, ani w książce, ani w serialu. A przecież dla wielu z nas jest wszędzie.

Małgorzata K. Piekarska

 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content