Człowiek musi mieć nałogi
– No, jak tam dzisiaj? Spokój na bazarze, jak to w środku tygodnia? – Kazimierz Główka pojawił się jak zwykle koło straganu swojego koleżki, Eustachego Mordziaka, około południa. – Ale za to na piątek i sobotę stoły już dziś porezerwowane…
– Wtedy, panie Kaziu, każdy handluje, czym może. A jeszcze sprzedaż garażową tu organizują, to nieraz między straganami przecisnąć się nie da.
– Niech mi pan powie, jak się panu kandydat na nową Hannę podoba? Młody, przystojny, języki zna.
– I warszawiak, jak się chwali. Powiem panu tak – po tym, co z tą prywatyzacją kamienic nawywijali, to na ich miejscu umówiłbym się po cichu z Ryśkiem i wspólnie z nim jakiegoś niby nieswojego kandydata wystawił.
– Tym bardziej, że rośnie im pod bokiem główny pościgowy od tej prywatyzacji. Chłopak młody, bezkompromisowy…
– Pistolet!
– Ale mówiąc między nami, panie Eustachy, jak go tak słucham, to nie wiem, czy on jest krzywdą ludzką oburzony autentycznie czy politycznie?
– Jak można być oburzonym „politycznie”?
– Można. Jak partia da rozkaz, to wszystko można. I na dodatek w Opolu w dresie pod blokiem stał.
– W Opolu? No, nie. Jakby na Bródnie, albo Chomiczówce, to może i na prezydenta Warszawy by się nadawał. Jedno, co za nim przemawia, to to, że trochę pogoni tych cwaniaków od prywatyzacji.
– Pogoni, albo i nie pogoni. Niech pan nie zapomina, że jeszcze sądy są. Nie wystarczy powiedzieć: zwracamy – trzeba to jeszcze w sądzie obronić. Na tym ludzka tragedia polega – że nawet, jak powiedzieli, że prywatyzacja była złodziejska, to ci, którzy teraz są właścicielami, mają prawo się bronić. To jest większa kołomyja niż się zdaje, to nie jest takie hop-siup.
– No i jest jeszcze od Ryśka kandydat.
– Ten elegancik?
– Ten sam.
– Ale on jakiś taki niewyraźny jest. Niby „ę”, „ą”, ale, o co mu chodzi, to ja przynajmniej nie wiem.
– No to jako społeczeństwo mamy, panie Eustachy, kłopot. Każdy z kandydatów jest ogładzony, wykształcony, mowny, żaden nie pije, żony nie bije – same ideały.
– I to jest właśnie nienaturalne. Taki dowcip mi się w związku z tym przypomniał:
Do gościa na ulicy podchodzi brudny, skacowany menel:
– Kopsnij pan dwojawkę. Na bułkę chociaż.
– Ta, na bułkę. Na flaszkę zbierasz…
– Co pan, ja już dawno nie piję. W życiu.
– Jak nie pijesz, to pewnie rżniesz w oko.
– Z tego nałogu kolesie mnie wyleczyli, jak w samych gaciach do domu musiałem wracać. Już z pięć lat, jak kart do ręki nie biorę.
– Jak nie na wódę, nie na karty, to na baby zbierasz.
– Co pan. Z jedną żyję całe życie.
– Skoro tak, to jedziemy do mnie. Zdążymy akurat na kolację.
– Ale gdzie, jak? Popatrz pan, jak ja wyglądam – uśmodruchany, w łachach, nieogolony… Daj pan spokój, nigdzie nie idę.
– A właśnie, że idziesz! Niech moja kobita zobaczy, co się robi z człowiekiem, który nie pije, nie gra w karty, na baby nie chodzi i w ogóle nie ma żadnych nałogów…
Szaser