Różnice ustrojowe
Dzień był jak wszystkie ostatnio – chmury chodziły po dachach, słońca ani śladu, niby nie zimno, ale wiatr sprawiał, że ziąb przeszywał człowieka do kości. W tej sytuacji, Eustachy Mordziak, kupiec z najlepiej zaopatrzonym w damskie desu straganem na „Szembeku”, wystawił na front ciepłą bieliznę bawełnianą, osobliwie majtki i nocne koszule. Sam ubrany grubo, otulony ciepłą kurtką na kożuszku, w wełnianej czapce nasuniętej na czoło, tęsknie wypatrywał klientek. Wypatrzył jednak pana Kazimierza Główkę, swojego kolegę, emeryta zaopatrującego dom na tymże bazarze.
– Witam, panie Kaziu. Zapraszam, czym chata bogata…
Co powiedziawszy ze sporego termosu nalał panu Kazimierzowi porządny kubek gorącej herbaty z cytryną. Pan Kazimierz był jednak człowiekiem doświadczonym i z niejednego termosu herbatkę już popijał…
– Z prądem?
– Troszeczkę, żeby Krysia się nie kapnęła. Ale sam pan widzi, jak zimno – to dla zdrowotności chociażby…
– Bardzo dobra. Ojej, kiedy ja taką piłem?… Już nie pamiętam. Chyba na ostatnim turnusie w sanatorium w Krynicy, jakeśmy z żoną byli.
– Herbatka z prądem w sanatorium?
– Proszę pana, w górach, a już osobliwie w zimie, herbatka z prądem jest obowiązkowa. Nie unikniesz pan. Tam w ogóle sam „prąd”, że tak powiem, jest na porządku dziennym, a w zimie, to bez dwóch zdań.
– Kiedy tam pan był, jeśli wolno spytać?
– Za komuny jeszcze.
– Ano, tak. „Komuna” ludzi specjalnie rozpijała…
– Że, co?! Jeśli już, to odwrotnie – to ludzie ją rozpili. A zresztą teraz inaczej jest? Taki mamy klimat.
– No, jak się tak zastanowić, to może i tak. Chociaż z drugiej strony, to jednak tak, jak się piło, to już się nie pije. W robocie na przykład.
– Co racja, to racja. Ale moim zdaniem bierze się to stąd, że kiedyś mówili, że za wódę wyrzucą, a teraz wyrzucają. A o robotę, mimo że bezrobocie mamy niskie, łatwo nie jest. Zwłaszcza dobrą. Podpadniesz i cię nie ma. Ukraińca na twoje miejsce wezmą.
– Ale i u nas na bazarze też nie jest tak, jak dawniej. Kiedyś na fajrant, a już na koniec tygodnia zwłaszcza, to cały bazar chodził na uszach. Teraz czasem, coś ktoś – i owszem, ale żeby cały bazar, to już nie.
– Co się pan dziwi, każdy zarobku pilnuje. Kiedyś jakoś to było. W pracy zawsze człowieka poratowali – chwilówkę dali, kasa zapomogowo-pożyczkowa też była. A dziś, co – do banku pójdziesz i powiesz, że popiłeś i parę groszy potrzebujesz? I, że oddasz? To cię od razu o zdolność kredytową zapytają… Guzik ich obchodzi, że cię suszy. Tamten ustrój bardziej jednak o człowieka się troszczył. Dziś uczucia wyższe zeszły na dalszy plan, dziś każdy tylko za groszem goni.
– I to od dziecka, że tak powiem. To pan zna?
– Jasiu szepcze tacie na ucho:
– Jak dasz mi dziesięć złotych, to powiem ci, co mówi mamie pan listonosz, jak jesteś w pracy.
Ojciec wyjmuje 10 zł i daje synowi.
– I co, Jasiu? Co mówi?
– Mówi: – „Dzień dobry. Poczta dla pani”.
– To mnie się coś podobnego przydarzyło, tylko naprawdę. Mój wnuk miał urodziny, przyszedł do mnie, pogadaliśmy i dałem mu 20 złotych. „Od dziadka”. Jego mama to widziała i pyta go: A podziękowałeś dziadkowi?
– Ale jak?
– Powiedz tak, jak ja mówię, gdy tatuś daje pieniążki.
No i mój Krzysio mówi do mnie:
– A czemu tak mało?
Szaser