Wiosna za pasem
– Panie Eustachy – zimno jeszcze jak diabli, grypa szaleje, a pan do figury. Przeziębi się pan… – Kazimierz Główka, stały bywalec bazaru na Placu Szembeka wcale nie żartował. Jego kolega, tutejszy kupiec bieliźniany Eustachy Mordziak, rzeczywiście ubrany był ciut za lekko jak na okoliczności pogodowe.
– Panie Kaziu, kochany. Wiosna ante portas, jak to mówią. Jak już tu będzie, to ja będę gotowy. Słyszał pan ten dowcip:
– Wiosna przyszła, panie dyrektorze – mówi sekretarka do szefa, popatrując za okno.
– To ją wpuść!
– Każdy by ją wpuścił, panie Eustachy. Zima co prawda nie była jakaś super ciężka, ale pożegnała się z nami z przytupem…
– A nawet z wybuchem, powiem panu. Słyszał pan, jak w tym Poznaniu walnęło. Wyleciało w powietrze, a jeszcze ludzie poginęli. Straszna tragedia.
– A poza tym, co słychać?
– Na bazarze? Bez zmian. A wkoło? Wkoło jest wesoło.
– A co zwłaszcza pana tak rozbawiło?
– Najbardziej, to karty kredytowe.
– Karty kredytowe?
– Nie słyszał pan? W MON-ie tak nimi szastali, że przepuścili 15 milionów w dwa lata.
– Może potrzeby mieli?
– Oni też tak mówią. Ale panie Kaziu, jakie to musiały być potrzeby? Za 15 baniek można przenocować 50 tysięcy chłopa w dobrym hotelu. Ze śniadaniem! Pół naszego całego wojska, a jeśli liczyć tylko jednostki jako tako zdolne do boju, to całe…
– Oj tam, oj tam. Defetysta pan jesteś. Wojsko ma kierownictwo, generałów, wysokich dowódców. Spotyka się taki ze swoim amerykańskim, francuskim czy niemieckim kolegą i co – ma zamawiać śledzia, setę i piwo? Jakiś poziom trzymać trzeba… Czasy, kiedy się w wojsku piło ze szklanki i pod tuszonkę już minęły. Teraz Francja-elegancja obowiązuje, niestety.
– Nie, ja pana nie poznaję! Chyba, że pan ze mnie łacha ciągniesz?… Przecież sam pan wie, że to obciach, jak stąd do Krakowa.
– Panie Eustachy. Nie po to chłopaki tyle lat czekali na władzę, żeby jej owoców nie kosztować. Mają prawo, zostali wybrani w wolnych wyborach.
– Ale trzeba mieć trochę wstydu.
– A może oni po prostu kłamać nie umieją? Jak ten wicepremier, który powiedział, że tak mu ciężko, że w rodzinie często im nawet do pierwszego nie starcza… Tak właśnie świat jest urządzony – jednym, co mają 1800 do pierwszego nie starcza i takim, co mają 18 tys. też do pierwszego czasem nie starcza. Takiemu wicepremierowi różne rzeczy mogą wyskoczyć niespodziewanie. Owszem – obiecywali skromność, przyzwoitość i powściągliwość, ale życie płata różne niespodzianki.
– Yhm… Tylko, że my, suweren znaczy się, czujemy się jak żona w tym dowcipie:
– Wściekła dzwoni do męża na jego komórkę:
– Gdzie ty się szwendasz?
On na to spokojnie, zupełnie jak ten wicepremier:
– Kochanie, czy pamiętasz ten sklep jubilerski, w którym ci się podobał ten złoty naszyjnik z perełką?
– Ależ oczywiście misiu – spuszcza z tonu żona.
– No to jestem w knajpie obok…
– A poza tym – wiosna, panie Kaziu już za pasem, za progiem, tuż, tuż… Radujmy się!
– Z wiosną w naszym klimacie bywa różnie, czasem potrafi kilka razy przychodzić i odchodzić. Lepiej niech się pan jednak cieplej ubierze. Dowcipem się panu odwdzięczę na koniec:
– Ile ma pani lat? – pyta sędzia.
– Widziałam już dwadzieścia jeden wiosen.
– Taaaak, a ile razy?
Szaser