Strategia dla Warszawy… za miliony?
Rok wyborczy to rok „wielkich” zwycięstw. Rok swoistego chwalenia się przez władze dokonaniami mijającej kadencji. To wreszcie rok hiper-wydatków na najpotrzebniejsze inwestycje, które czekały 3,5 roku na swój start. W Warszawie to rok ogłoszenia strategii #Warszawa2030, strategii za miliony.
Sam dokument to zaledwie 35 kartek, w tym okładki i 10 kolorowych zdjęć Warszawy. Kreśli on wizję miasta i mieszkańców jako „mieszkańców aktywnych, w miejscu przyjaznym i otwartej metropolii”. Jako dokument strategiczny i podstawowy jest bardzo generalny i ogólny. Jest ponadto bardzo życzeniowy i odrealniony. Nie znajdziemy na tych kilkunastu (!!!) kartkach wielkich problemów lokalnych społeczności. W dokumencie tym posłużono się jeden raz słowem wykluczenie i ani razu nie użyto słowa reprywatyzacja. Nie ma też chociażby mowy o deficytach energetycznych komunalnych kamienic prawobrzeżnej Warszawy. Jest za to sporo nowomowy technokratów i urzędników.
Jak podkreślają twórcy strategii jest ona „efektem dwuletnich prac, w tym dyskusji nad przyszłością Warszawy – miejsca zamieszkania, nauki, pracy, spędzania wolnego czasu i rozwoju”. Wizja, jaka została stworzona dla Warszawy, ma rzekomo zawierać się w słowach, że „Warszawa to miasto, w którym każdy czuje się u siebie, wolny i bezpieczny”. Z perspektyw ostatnich dwóch lat i swoistego odkrycia mafijnych mechanizmów i układów w stołecznym ratuszu (które określiła tak nawet sama Hanna Gronkiewicz-Waltz) trudno jakoś wyobrazić sobie stolicę jako miasto wolne i bezpieczne.
W dokumencie jest kilka elementów, które są jednak ciekawe. To opis potencjału miasta i wyzwań przed nim stojących. Potencjał wielkiego miasta każdy z nas czuje podskórnie, ma ono jednak mnóstwo deficytów. Autorzy strategii wskazują na „stosunkowo małe zainteresowanie mieszkańców sprawami miasta oraz potrzebę zachęcenia ich do współpracy z urzędnikami na rzecz miasta i jego społeczności”.
Czy dziwi mnie taka postawa? Czy da się ją zaobserwować na 200-tysięcznej Pradze Południe? A i owszem. Ile razy można prosić w jednej czy drugiej sprawie? Ile razu odbijać się od drzwi urzędniczych pokoi czy gabinetów? Ile razy mieszkańcy reprywatyzowanych kamienic słyszeli, że przecież dzielnica nic nie może, że już za późno, że jakoś to będzie, że trzeba oddać tę czy tamtą kamienicę. Takimi przykładami urzędniczych zaniechań nie uda się zachęcić mieszkańców do aktywności. Wiem to jako radny, wiem to jako mieszkaniec.
Te 35 kartki strategii kosztowało Warszawę (czyli nas) już ponad 2 mln zł. Nie chcę spłycać i bagatelizować zagadnienia. Nie twierdzę, że Warszawa nie potrzebuje strategii, ale w tę mroźną zimę, kiedy mieszkańcy Mińskiej 33 mają w mieszkaniach ok. 8oC, nie można spokojnie myśleć o 2 mln wydanych na koncert życzeń miejskich urzędników. Strategia nie dogrzeje dzisiaj mieszkańców Kamionka czy Grochowa. Nie pomniejszy strachu, opuszczania i apatii tych ze Skaryszewskiej 11 czy Waszyngtona 96. W roku wyborczym liczą się czyny, a nie słowa i pięknie zapisane wizją i misją karty strategii.
Z dokumentem może zapoznać się każdy z Państwa.
http://2030.um.warszawa.pl/wp-content/uploads/2018/02/strategia_13_du.pdf
Dariusz Lasocki
radny dzielnicy Praga-Południe