Rura, czyli samo życie
– Witam, witam… ale o zdrowie nie pytam, bo z daleka widać, że kwitnące!
Tym razem Eustachy Mordziak przywitał kolegę Kazimierza Główkę mową cokolwiek wiązaną.
– Faktycznie, nie narzekam, ale tylko dlatego, panie Eustachy, że wiosnę mamy. Piękną, ciepłą – to co tu narzekać?
– A ja, wiesz pan, lekutko wkurzony jestem.
– A to niby z jakiego powodu?
– Z powodu tych nagród.
– Ktoś panu nie dał? Od kiedy to prywatny kupiec od kogoś nagrody dostaje?
– Jasne, że nie o nagrody dla mnie chodzi, ale panie Kaziu o to, co rząd zrobił. W porządku to nie jest.
– Mówi pan o pani Beci?
– Żeby tylko o niej. Wszyscy brali.
– Przecież nie sami…
– Jak to nie sami?
– No nie sami. Najpierw ludziom dali, czyli społeczeństwu.
– Ludziom pińcet, a sobie pięćdziesiąt tysięcy…
– No nigdy tak nie było, żeby minister dostawał tyle samo, co sklepowa albo księgowa. Przecież to i odpowiedzialność, i ciężar władzy, że tak powiem…
– Ja to wszystko rozumiem i nawet nie mam o to pretensji.
– Tylko o co?
– No o to, że obiecywali, że oni będą uczciwi, skromni, pracowici…
– Każdy dostaje jakieś nagrody, premie. O, Stoch dostał…
– Ale to co innego. Mnie chodzi o to, że co innego obiecywali, a co innego robią.
– Rząd przecież zawsze się wyżywi – to każde dziecko w Polsce wie.
– Pan mnie ciągle zrozumieć nie chce.
– Ja pana panie Eustachy rozumiem bardzo dobrze, tylko różnica między nami jest taka, że pan na nich głosował, a ja nie. Znakiem tego, to pan ma teraz kaca, nie ja. Ja uważam zresztą, że niesłusznie pan ma tego kaca. Władza pożera ludzi, ich czas, ich życie rodzinne i w jakiś sposób rekompensować im to trzeba. Jak świat światem nikt nie będzie pracował 24 godziny na dobę za frico. Pan tylko niepotrzebnie uwierzył, że teraz będzie inaczej. A inaczej nie może być. I tak, co trzeba uczciwie przyznać, ludziom sypnęli, jak nigdy nikt wcześniej. Wszyscy dotąd kombinowali tylko, jak zabrać, a ci na odwrót – macie pińcet plus, macie wcześniejsze emerytury… Teraz jeszcze na gumki, ołówki i zeszyty – po trzysta.
– Ale sobie po kilkadziesiąt tysięcy, a ci ze spółek po kilka milionów.
– Pan ciągle swoje! Jak ten szewc, co zazdrości kanonikowi, że został prałatem. Trzeba było się nam uczyć, tytuły naukowe zdobywać, politykę robić i karierę, a nie teraz zazdrościć. Nikt nam nie bronił, panie Eustachy.
– Tylko, że panie Kaziu teraz kariery robią nie tylko książkowe mole, facetki i faceci uczeni, ale za przeproszeniem każdy – od perukarza do czyściciela akwarium. Moja Krysia, jak patrzy na panie z rządu, to mówi, że niektóre z nich są wykształcone znacznie ponad próg własnej kompetencji. Czarna rozpacz!
– A może nie żadna czarna rozpacz, tylko skromność, która nie pozwala im zaprezentować pełni możliwości. A są też takie sytuacje, że komuś na stanowisku nie wypada tak wprost pytać o to czy o tamto. Nie każdemu wypada, nie każdy może…
– Policjant na pewno może, a przecież też osoba publiczna jest…
– No wie pan – co to ma do rzeczy.
– Nic, przypomniało mi się:
Policjant sporządza protokół i pyta kolegi:
– Jak się pisze „róże”?
– To akurat wiem, bo moja żona ma na imię Róża: „u” zamknięte i „z” z kropką – odpowiada kumpel.
– Ok, dzięki, cieszy się policjant i pisze dalej: „Podejrzany wszedł na balkon po róże spustowej”…
Szaser