Matematyka i poobijane golenie
– Witam panie Kaziu w naszych skromnych progach…
Pan Eustachy Mordziak z radością potrząsał na powitanie rękę pana Kazimierza Główki, swojego kolegi i bazarowego klienta jednocześnie. Jednak w przeciwieństwie do niego pan Kazimierz nie wyglądał na zadowolonego.
– Widzę panie Eustachy, że interes jakoś się kręci. Ludzi na placu więcej, to i częściej do pana zaglądają.
– Ano pomalutku. Jakoś z tej – za przeproszeniem – modernizacji wyjdziemy.
– A kiedy pan terminal bankowy sobie zainstaluje?
– A mnie po co? Dla tych kilku par majtek, nocnych koszul i biustonoszy? Jak ktoś ma obroty, to mu się opłaca, ale jeśli chodzi o mnie, to nie ma „ekonomicznego uzasadnienia”, panie Kaziu.
– Może i tak, ale przed chwilą kupowałem golonkę i wyobraź pan sobie, że buda budą, ale kartą zapłacić można.
– Bazar, że tak powiem nadąża, panie Kaziu, za rozwojem matematyki.
– Za rozwojem matematyki? Co ma jedno z drugim wspólnego?
– No tyle ma, że jak maszynki do liczenia wejdą do nas na dobre, to każdy będzie mógł tu handlować. Największemu tumanowi liczenie nie będzie straszne.
– Nic nie rozumiem…
– Programy teraz na lekcjach matematycznych są takie, że każdy da sobie w handlu radę. Wytłumaczył mi to pewien stary nauczyciel, który już dawno nie pracuje – i jak sam mówi – bardzo dobrze, bo dziś nie byłby do niczego potrzebny. Słuchaj pan, bo to historia jest:
Rok 1950: Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno, kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?
Rok 1990: Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno, kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 zł. Ile zarobił drwal?
Rok 2000: Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 zł. Drwal zarobił 20 zł. Zakreśl liczbę 20.
Rok 2016: Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Pokoloruj drwala…
– Jak to mówią, panie Eustachy – śmiech przez łzy…
– Wszystko się zmienia, to i bazar.
– Dziś z chodnika handlują już tylko ci na Zamienieckiej. Jakby jakieś 30 lat temu zatrzymali się w biegu i zeszli z trasy. Tak już jest, niestety.
– E, tam! Handel zawsze jest handel. Nie ważne, czy z ręki, ze straganu, czy w butiku. Wszędzie o to samo chodzi.
– Niby tak, ale różnica jednak jest. Ja osobiście wolę na stojąco kupować, a nie na kucanego, z nosem przy chodniku. Poza tym na stojąco, to mi tylko nogi poobijają, a na kucanego i w głowę można dostać.
– Od kogo niby?
– A rozejrzyj się pan. Prawie każda niewiasta wózek na zakupy za sobą ciągnie. Mówię panu, panie Eustachy, że ja już nie mam siły. Ciągnie jedna z drugą takiego mercedesa i nie patrzy – wjeżdża komuś pod nogi, w nogi – mają to w nosie. A niech pan zwróci uwagę, to zaraz się pan dowie, że to pana wina. A złe przy tym jakie?!
– Jak już mówimy o kobitach – słyszał pan to:
Pewnego razu mężczyzna pyta Boga: – Dlaczego wszystkie dziewczyny są takie piękne i słodkie, a wszystkie żony zawsze są złe i zgorzkniałe?
Bóg odpowiedział: – Ja stworzyłem dziewczyny, a wy tworzycie żony! To wasz problem…
– Niby prawda, odpowiedział pan Kazimierz masując sobie obolały goleń. – Tylko, że ja mogę odpowiadać wyłącznie za humory swojej żony, a nie wszystkich żon. Ktoś narozrabiał, a ja mam cierpieć? Sprawiedliwe to nie jest.
Szaser