Nic śmiesznego
– Witam, panie Kazimierzu. Pan jest jednak stały w uczuciach, nie ma co…
Eustachy Mordziak, kupiec – specjalność bielizna damska, jak zawsze z prawdziwą przyjemnością ściskał dłoń swojego znajomego, emeryta, Kazimierza Główki.
– Na starość trudno się zmieniać, ale stałość w uczuciach zdaje się dziś mało modna jest. Dziś ludzie czują się bardziej wolni.
– Fakt, faktem. W zeszłym tygodniu jeden gość prowadził się z blondynką, a w tym już z ognistą brunetką. Różnica zaś między paniami bardziej stomatologiczna niż kalendarzowa.
– To pan ma tu jak w kinie na melodramacie jakim.
– Melodramat jak melodramat, najczęściej komedia raczej. Nie dalej jak wczoraj taką parę obserwowałem – on sześćdziecha ze wskazaniem na siedemdziesiątkę, ona też coś koło tego. Ona tyłkiem kręci jak młódka jaka, a on udaje, że siata z kartoflami wcale nie wrzyna mu się w dłoń, i że może z nią iść na koniec świata. Na jego szczęście szli tylko na kawę. Ona usiadła, ale jakby owsiki miała. Kręciła się na wszystkie strony – a to tak, a to siak.
– Może brzuch ją bolał.
– Panie Kaziu, w tym wieku kobit już brzuch raczej nie boli, no chyba, że z przejedzenia. Ona się tak wierciła, żeby wszystkie widziały, że nowe portki ma u boku.
– A może obawiała się, że ten jej dotychczasowy wyrośnie jak spod zmieni i draka gotowa.
– E, nie wyglądała na taką, co to ją można przestraszyć. Zresztą, panie Kazimierzu, kobita tak naprawdę tylko w jednym przypadku całkowicie bezbronna jest.
– Co pan powie? Kiedy?
– Kiedy paznokcie suszy. A tak – jak się uprze, to się nie da.
– Pan, panie Eustachy, naturę kobiety w małym palcu ma…
– Lata pracy. Detalicznie, to od siódmego roku życia.
– Dlaczego akurat od siódmego?
– Bo do tego czasu nie paliłem, nie piłem i na baby nie latałem. Ale potem mamusia posłała mnie do szkoły… I zaczęło się. Różne rzeczy widziałem, nie powiem. W każdym razie nic co ludzkie nie jest mi obce. I do śmiechu było i do łez.
– Mnie raczej to do śmiechu ciekawi, bo do łez, to wokół nas repertuar jest bogaty. Więc, co pana najbardziej rozśmieszyło?
– Kumpla miałem. Kobita ciągle mu głowę suszyła, że niezaradny i niezaradny. Inni na wczasy zagraniczne wyjeżdżają, a ten nic, tylko Urle i Urle… Aż tu pewnego dnia, po obiedzie on wychodzi, choć po obiedzie, to on zawsze kładł się na kanapie z gazetą w ręku i po pięciu minutach gazeta leżała na podłodze, a on spał w najlepsze. Ją wbiło w ziemię!
– A ty dokąd?
– Do roboty, odpowiedział nadając swojemu głosowi najbardziej zblazowany głos na jaki było go stać.
– Jakiej znowu roboty?
– Rolę w filmie dostałem. Pornograficznym.
– Ty? W filmie? P-o-r-n-o-graficznym?
– A jaka rozmowa!…
– Co to za rola?
– Gram męża, który właśnie wychodzi do pracy…
– I, co ona na to? Ta żona.
– Nic. Padła jak ścięta i z kwadrans podnieść jej nie mógł.
– Zemdlała?
– Nie, pękała ze śmiechu.
– To zupełnie, jak moja żona, gdy nasz kuzyn następujący dowcip jej opowiedział:
Oddział położniczy, szczęśliwa mama ogląda z czułością swoje nowonarodzone dziecko. Pielęgniarka pyta:
– To, co – wołamy męża?…
– Raczej nie. On chyba nie za bardzo lubi ojca dziecka…
– Gdzie pan jest, panie Eustachy? Co się dzieje?
Eustachy tymczasem, zwinięty w kłębek, siedział na zydelku nie mogąc opanować śmiechu.
– O, następny. I co w tym jest takiego śmiesznego?
Szaser