Maestro Prezes
Rozmowa z Romanem Redelbachem, wieloletnim prezesem Spółdzielni Mieszkaniowej „Ostrobramska”.
Roman Redelbach – postać znana na Pradze Południe. Jak większość jego pokolenia, po lekcjach spędzał czas z kumplami z „naszego” podwórka przy ul. Wiatracznej. Redelbachowie to rodzina zwykła, lecz z zacięciem artystycznym. Roman przed maturą miał dylemat: wybrać wykształcenie artystyczne, do czego namawiali go znawcy z uwagi na wyjątkowo piękny głos, czy wykształcenie praktyczne, bo wiadomo – proza życia.
Dziś, po kilkudziesięciu latach pracy (w tym nieprzerwanie ponad ćwierć wieku jako kierownik osiedla, a potem prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Ostrobramska”) przechodzi na emeryturę, by poświęcać czas swoim pasjom.
– Wspomnienia, wspomnienia… Co pamięta Pan ze swojej podstawówki?
– To naprawdę odległe czasy. Nasza kamienica stoi do dziś. Mijając ją z sentymentem patrzę w nasze dawne okna. Chodziłem do podstawówki nr 181, a później do 149 przy ul. Siennickiej. Serdecznie wspominam do dziś wiele osób, na przykład moje nauczycielki, panie Żdanko i Fiszer, wielu kolegów, w tym dwóch Adamów: Pietrzaka i Pawińskiego. No i piękne koleżanki, na przykład Bożenę Lech i Hannę Mikołajczyk
– Przyszedł czas na dorosłość, na pierwsze ważne wybory dalszej drogi.
– Tak, wahałem się. Moim żywiołem była opera, operetka, śpiew, ale po maturze wybrałem inną drogę: słynną do dziś szkołę, którą kierował legendarny Ryszard Łazarski, powstaniec warszawski (pułk Baszta), niezapomniany człowiek. To było po drugiej stronie Wisły, ale praktyki miałem już tu, kilka kroków od domu, w RSM „Osiedle Młodych”.
– Wkrótce rozpoczął Pan pracę zawodową. Zdaje się, z wyjątkiem rocznego okresu, całe życie przepracował Pan w południowopraskich spółdzielniach?
– To prawda. Zaczynałem od prostych stanowisk urzędniczych, ale trafiłem na swój żywioł i bardzo lubiłem moją pracę – konkretną, wymagającą szybkich decyzji, których trafność natychmiast weryfikowało życie. Pracę wśród ludzi i dla ludzi, dla spółdzielców. Pewnie dlatego awansowałem bardzo szybko, jak na tak młodego człowieka. Wielka to zasługa mojego pierwszego szefa i niezapomnianego Mistrza, Andrzeja Najberga, który uczył odpowiedzialności za siebie i za innych. Umiał pokierować młodym człowiekiem, jakim wówczas byłem, choć sam był nie tak znowu starszy.
– W jakich spółdzielniach mieszkaniowych Pan pracował?
– Pracowałem między innymi na osiedlu „Grenadierów” od stanowiska st. referenta do stanowiska zastępcy kierownika osiedla; na osiedlu „Waszyngtona” jako kierownik osiedla i pełnomocnik zarządu; na osiedlu „Wilga-Iskra” – ponad 8 lat, również jako kierownik – pełnomocnik zarządu. A od grudnia 1992 roku na osiedlu „Ostrobramska”, byłem kierownikiem osiedla – pełnomocnikiem zarządu, natomiast po podziale RSM „Osiedle Młodych” i wyodrębnieniu „Ostrobramskiej” w samodzielną spółdzielnię w czerwcu 2004 r. i aż do teraz byłem prezesem Zarządu. W sumie – 40 lat… Korzystając z okazji, chcę serdecznie pozdrowić wszystkich, z którymi współpracowałem i dla których pracowałem, to jest mieszkańców i podziękować za wspólne lata. Ja je wspominam dobrze i z sentymentem.
– Jako czterdziestolatek wrócił Pan do śpiewu. Silnym, barwnym barytonem zachwyciła się wówczas słynna prof. Hanna Rumowska-Machnikowska, niezapomniany sopran. Tak rozpoczął Pan trwający kilka lat cykl lekcji u niej. Dziś Pan koncertuje, nagrał Pan płytę z pieśniami i ariami, na Facebooku są niezliczone filmy z Pana występami. Śpiewa Pan biegle w pięciu czy sześciu językach!
– Śpiew to wspaniałe doświadczenie. Pani profesor bardzo pomagała mi się rozwijać, mistrzowsko uczyła mnie między innymi emisji głosu. Zaowocowało znakomicie, więc przez wiele lat – obok prezesury w SM „Ostrobramska” – koncertowałem na różnych scenach z wybitnymi artystami estrady, operetki, Opery Narodowej, Warszawskiej Opery Kameralnej. Dziś rzadziej mam na to czas. Niezapomniane wzruszenia, wspaniali słuchacze.
– Zdecydował się Pan odpocząć…
– Tak. Mam 66 lat i mnóstwo pracy za sobą. Chciałbym mieć kawałek tego życia dla siebie, na moje pasje, dom, rodzinę. „Ostrobramska” mocno wypełniała mi życie. Przez lata osiedle zmieniało się na lepsze. To zasługa całego zespołu, wszystkich pracowników naszej Spółdzielni – tych, których mieszkańcy widują, jak też tych, którzy są mniej eksponowani. Obecnie wygląda na tyle dobrze, że jest chwalone w mieście. To wpływa korzystnie na cenę mieszkań. Za sukces również poczytuję sobie to, że przez wszystkie lata mojej pracy nigdy nie doszło do sytuacji kryzysowej. Ale to zasługa nie tyle moja, co całego zespołu – pracowników, społeczników i innych dobrych ludzi. Mieszkańcy ufali nam. Bez tej atmosfery i życzliwości lista pomyślnie zakończonych działań byłaby znacznie krótsza. Dzięki temu, że nigdy nie pozwoliliśmy na to, aby polityka cokolwiek nam popsuła, pracowałem tu tak długo, odczuwając z tego wielką satysfakcję. To były dla mnie dobre lata, nie tylko na polu zawodowym.
– A jednak zdecydował się Pan odejść…
– Ależ właśnie dlatego! Ten stan rzeczy daje mi satysfakcję, poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Jestem już trochę zmęczony, a jednocześnie otoczony wyjątkowo wartościową grupą współpracowników i działaczy. Jeszcze raz za wszystko dziękuję. Przepraszam też za to, co było nie tak, jak powinno. Z przyjemnością będę odwiedzał „Ostrobramską” i jej mieszkańców.
– Maestro, Panie Prezesie. Dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiała Katarzyna Jasiek