Plus czy minus. Krowa czy świnia
Od kilku dni, a konkretnie od ogłoszenia dofinansowania na krowy i świnie, zastanawiam się, czy w dzisiejszych czasach w ogrodzie na Saskiej Kępie mogłabym trzymać dwie krowy? Gdyby ktoś pytał, czemu dwie – to odpowiadam. Bo za jedną płacą pięćset złotych, a mój podatek od nieruchomości wynosi prawie tysiąc. Dwie krowy załatwiłyby mi więc tę sprawę.
Jest jednak pewien problem. Gdzie je wypasać? Mój ogródek to (wraz z domem) około osiemset metrów kwadratowych. To zostałby wyjedzony do gołej ziemi dość szybko. Czy mogłabym potem z taką krową iść nad Wisłę na wypas? W Dublinie widziałam ludzi wyprowadzających na spacery konie. Szli za nimi z odpowiednimi sprzętami do usunięcia ewentualnych skarbów wypadających spod końskiego ogona. Ja zapewne szłabym nad Wisłę wraz z wiadrem i łopatą, gdyby któraś z krów zdecydowała się zostawić swój placek na ekskluzywnej Francuskiej. Ale… podobno suszone krowiaki to świetne paliwo – ekologiczne. Może paląc nimi w piecu zmniejszyłabym smog?
Tylko co na to wszystko powiedzieliby sąsiedzi?
Po pierwsze: krowa ryczy i to czasem bez powodu, a na dodatek bywa głośniejsza niż pies. Pamiętam, że gdy kilka lat temu na MDM ktoś miał na balkonie koguta, to była z tego awantura na całe miasto, bo kogut piał o świcie i jak głosi stugębna plotka brzmiało to, jak nawoływanie do wznoszenia toastów, czyli… „po kielichu!”. Krowa, gdy ryczy to przeważnie brzmi jak: „Muuuszę! Móóóówię, że muuuuszę!” To może irytować.
Po drugie krowa musi gdzieś mieszkać. Czy na budowę ewentualnej obórki w saskokępskim ogródku dostałabym pozwolenie? Ponoć tego typu przybytek powinien być w pewnym oddaleniu od miedzy. U mnie mogłoby być z tym kiepsko, bo za każdy płot jest w miarę blisko.
Teoretycznie mogłabym rozdawać sąsiadom mleko w ramach rekompensaty, ale w dzisiejszych czasach niemal powszechnego uczulenia na laktozę chętnych mogłoby nie być zbyt wielu. Może tylko kuzynka zza płotu. Ma małego syna, więc mleko się przyda.
Moja praprababcia Anna z Neumannów Przybytkowska sto lat temu miała tu rozległe ziemie, w których skład wchodziły ogrody i pola. Miała też krowy i kury… Na wykonanym ponad sto lat temu zdjęciu zostały sfotografowane na stogu siana jej dzieci, czyli mieszkańcy domu stojącego dziś przy Walecznych 37. Wśród nich jest budowniczyni mojego domu, moja prababcia Leokadia Karolina z Przybytkowskich Adamska (w białej bluzce) wraz z mężem Antonim (w meloniku).
Wracamy do rolnictwa? Mnie interesuje tylko krowa plus razy dwa.
O hodowlę świń nie pytam, bo żeby z projektu „świnia plus” wystarczyło mi na podatek, musiałabym mieć tych świń prawie dziesięć… A dziesięć świń wymaga dość długiego koryta i chyba większego pomieszczenia niż obórka dla dwóch krów. Na dodatek mleka z tego chowu nie ma, a rzeźnia mnie jednak przeraża.
Małgorzata Karolina Piekarska