Nie muszę się na to godzić
„K…a, wyp…. stąd!” – ten wrzask sprawił, że w pogodny, czerwcowy poranek zerwałam się na równe nogi. Co to?! Byłam we własnej sypialni, kompletnie sama w domu. Czy to naprawdę do mnie?
Na dole stał samochód osobowy, który zagradzał drogę śmieciarce, opróżniającej jeden po drugim nasze zsypy. Dotarło do mnie, że od dłuższego czasu słyszałam klakson tejże. Ktoś w panice odjeżdżał w siną dal, uwalniając bezmyślnie zablokowany przejazd, a ze śmieciarki, z wielkim logotypem znanej firmy, nadal wydzierał się jej kierowca. Sugestywna wizytówka jego pracodawcy.
Współczułam przez chwilę kierowcy, bo wszak niełatwą ma robotę. Ale z drugiej strony – pomyślałam – skoro gość TAK się zachowuje publicznie, skoro tak traktuje zupełnie obcą osobę, to wyobrażam sobie, jak za zamkniętymi drzwiami traktuje własną żonę i dzieci!
Każdemu zdarza się zrobić coś beznadziejnego, lecz kultura wymaga cywilizowanego wyrażania nawet skrajnie negatywnych emocji. Nie wspominając o tym, że publiczne używanie wyrazów niecenzuralnych podlega karze. Miał szczęście ów kierowca, że nie było w pobliżu policjanta ani strażnika miejskiego, bo nie wiem, czy z miesięcznej pensji by się wypłacił…
Facet wulgarnie się darł, patrzyły na niego setki okien, a za nimi – osoby zmuszone do wysłuchania jego wstrętnych „wiązanek”. Także dzieci, chorzy, po prostu każdy. Niewiele mogli zrobić, poza zamknięciem okien, co zresztą wytłumiało te popisy w niewielkim stopniu.
Podczas podobnych zachowań w domu, jest prościej. Nawet, gdy nie towarzyszy im piekielna awantura czy bijatyka okraszona krzykami maltretowanej żony i spazmatycznym płaczem przerażonych, bezradnych dzieci. Może zareagować ktoś z domowników, choćby smsem wzywając na pomoc policjantów, mogą też interweniować sąsiedzi. Są specjalne procedury udzielania pomocy osobom doświadczającym przemocy domowej. To „Niebieskie Karty”.
Zasada jest dobra, przewiduje zintegrowane działania interdyscyplinarne, włączające policję i służbę zdrowia, opiekę społeczną, oświatę itd. Z roku na rok rośnie ilość zakładanych kart, lecz zaangażowanie poszczególnych członków „zespołu interdyscyplinarnego”, jak pokazują ostatnie badania NIK, jest bardzo różne: od olbrzymiego – policji, po znikome – oświaty. To znaczy, że pomoc udzielana ofiarom przemocy domowej okazuje się dalece niewystarczająca, a przez to – nie tak skuteczna, jak być powinna.
Nawet wówczas, gdy sprawca musi być odizolowany od rodziny, zbyt często to krzywdzeni szukają bezpiecznego schronienia poza domem, a nie – wyrodny „pan i władca”.
„W ocenie Najwyższej Izby Kontroli wsparcie zapewniane osobom doświadczającym przemocy było niewystarczające. (…) Niestety czas oczekiwania na te mieszkania wynosił nawet ponad 2 lata. Problem zapewnienia bezpiecznego schronienia jest o tyle istotny, że w dalszym ciągu najczęściej to osoby krzywdzone w sytuacji kryzysowej muszą opuszczać wspólne miejsce zamieszkania” – czytamy w komunikacie NIK.
Najskuteczniejszym – lecz na krótką metę – sposobem przerwania przemocy jest odizolowanie sprawcy od osoby dotkniętej przemocą. Czyli – policja go zamyka. Ale potem wypuszcza, a on wraca i mści się. Co to oznacza, nie trzeba tłumaczyć.
Bądźmy więc czujni, dbajmy o siebie, lecz też o innych. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy i komu przyda się pomocna dłoń. Nie tylko we własnych czterech ścianach.