Efekt cieplarniany
– Co pan taki zamyślony, panie Eustachy?
Kazimierz Główka, emeryt i stały bywalec bazaru na pl. Szembeka, nie mylił się. Pan Eustachy Mordziak rzeczywiście jakby nieobecny był. Niby handlował, ale myślami pływał po odległych oceanach.
– Tak się zastanawiam nad tymi zmianami w pogodzie…
– O, masz! To już nie ma pan większych zmartwień?
– Niby jakich? Jest dobrze przecież, a ludziom się żyje dostatniej.
– No, to znakiem tego będzie jeszcze lepiej, jeśli te zmiany, co to pan się ich tak boi, się dokonają.
– Że niby jak? Cały świat przed tym drży, a pan, panie Kaziu, że będzie lepiej…
– Normalnie. Teraz za ogrzewanie trzeba płacić? Trzeba. A jak się zrobi cieplej, to nie będzie trzeba.
– Ale za co inne.
– Na przykład?
– Na przykład za klimatyzację. Krysi kolega z podstawówki na Florydzie mieszka i oni tak właśnie mają. Niby za gaz czy tam inny węgiel nie płacą, ale prąd kotłują, bo gdyby nie klimatyzacja, to wytrzymać by nie szło.
– No, dobrze, ale ile na ubraniach zaoszczędzają? Cały rok w koszulkach polo chodzą, w t-shirtach, w laczkach i krótkich spodniach. Swetra taki nie potrzebuje, o jesionce już nie mówiąc.
– U nas też już nikt w jesionkach nie chodzi. Niemodne. Teraz tylko kurtki – z kapturem, bez kaptura, ale jesionki, to już nie.
– I to też jest korzystna zmiana klimatu. Może nie?
– Ale przez to my wszyscy robimy się jacyś tacy sami. Z daleka nie do odróżnienia. Pamięta pan – kiedyś, jak Wszystkich Świętych nastało, to kobity futra z naftaliny otrzepywały. Piżmowce, bułgarskie barany, łapki, karakuły. O, jak która w karakułach się pokazała na cmentarzu, to inne musowo szlag trafiał.
– Faceci kapelusze nakładali, jesionki na watolinie – granatowe przeważnie, albo, jak który bogatszy, to pelisę – koniecznie z kołnierzem z nutrii. Szli oboje wtedy godnie, sztywno, środkiem głównej alei i tylko szmer zazdrości im towarzyszył, przerywany od czasu do czasu zachętą handlarza: – Piasku białego, wiślanego!
– Kto dziś takie rzeczy pamięta. Piasek kupowało się do posypanie grobów, żeby schludniej wyglądały.
– Bo to same kopczyki z ziemi usypane były z krzyżem wetkniętym „w głowach”.
– Na piasek kładło się świerczynę, pomiędzy którą świeczki się wtykało.
– Dziś świeczek nie uświadczysz. Same lampki długo palące się – higieniczne, niepryskające stearyną…
– Do tego chryzantemy jak z folderu kwiatowego. Długo wszystko stoi.
– Bo mrozu już nie ma, wichry lodowate nie wieją, to dlatego. I pana, panie Eustachy, to martwi?
– Może faktycznie nie jest tak źle, jak mówią.
Szaser