Przyjaźń w maseczce
– Nareszcie! – wykrzyknęli niemal jednocześnie panowie Eustachy Mordziak, kupiec bieliźniany na pl. Szembeka i pan Kazimierz Główka, emeryt zaopatrujący się na tym bazarze od lat. Radość spowodowana była faktem, że panowie po raz pierwszy od marca mogli zobaczyć się i pogadać. Wiadomo – koronawirus wszystkim wywrócił życie do góry nogami. Kontaktowali się więc tylko przez telefon.
– Żebym pana nie znał, panie Kaziu, to bym nie poznał.
– A i ja pana w pierwszej chwili rozpoznałem tylko po miejscu, które pan tu zajmuje. Dopiero potem dotarło do mnie, że pan, to pan – na żywo i w kolorze.
– To przez maseczki. Chyba jeszcze długo będą nam towarzyszyć.
– Tak w każdym razie zapowiada ten minister, co to ma wory pod oczami.
– Miałem kiedyś kolegę z takimi worami, ale on od czego innego miał.
– A skąd pan wie, od czego ma pan minister?
– Mówią, że z niewyspania. Znaczy – nie śpi, tylko haruje po nocach.
– Może? Ale, ale. Rozmawialiśmy ostatnio o maseczkach – że można na tym teraz nieźle zarobić. No i widzę, że na bazarze już pełno reklam jest. Nawet jednego gościa widziałem, co to z wyglądu sądząc wszystkim już handlował, ale maseczkami to chyba nigdy. Tymczasem siedział na zydelku i pięć różnych wzorów miał rozłożonych.
– Szyte?
– Nie wiem, czy na miarę, ale chyba szyte. Ktoś już kasę tłucze. A pan, panie Eustachy?
– Jak na mnie, to za duża konkurencja jest. Ja jestem mały kupiec detaliczny, nie dam rady. Zresztą rynek wypełnił się prawie natychmiast. Teraz maseczki robi każdy i ze wszystkiego. Ostatnio pan prezydent pokazał się w maseczce z ręcznika kuchennego.
– Z ręcznika?
– No, tak. Papierowego. Bardzo gustownie mu to ktoś spiął zszywaczem, gumką za uszy złapał. Nawet fajnie wyglądał.
– Bo to przystojny gość jest. Ale faktycznie – normalny kupiec takiej konkurencji rady nie da.
– Panie Kaziu, maseczek przez chwilę tylko nie było, a teraz – jakie pan chcesz. Z Chin, z Wietnamu, domowej produkcji, produkcji rzemieślniczej, artystycznej…
– Artystycznej?
– A jaka rozmowa?! Sam widziałem maseczki specjalnie szyte dla młodych na ślub – pod garnitur, pod suknię ślubną, z perełkami, z błyskotami, nawet z kamieniami Swarovskiego.
– Niesamowite.
– Niesamowite, niesamowite. Znakiem tego, to nie jest interes dla takiego szaraka jak ja, co to tylko na zupę chce zarobić.
– Takie życie, panie Eustachy.
– A słyszał pan, jak przyszedł facet do okulisty?
– Nie. Zresztą gdzie, jak z domu się nie ruszałem?
– To słuchaj pan: Przychodzi klient do okulisty:
– Okulary poproszę.
– Do czego?
– Do widzenia.
– Do widzenia…
Szaser