Krawiec
– Pięknie pan wygląda, panie Eustachy… – co powiedziawszy pan Kazimierz Główka, stały bywalec bazaru na Szembeka, oczy postawił niemalże w słup. Bo i rzeczywiście – kupiec tutejszy bieliźniany, Eustachy Mordziak, prezentował się wspaniale w ciemnym garniturze i śnieżnobiałej koszuli – wedle obecnej mody bez krawata.
– E, takie tam – odezwał się skromnie.
Pochyliwszy się nad taborecikiem, na którym przy jego straganie przysiadł pan Kazimierz, szepnął mu niemal prosto do ucha:
– To z lizingu. I przenicowany.
– Co pan powie! Wygląda jak nowy.
– Ten krawiec?
– Nie, garnitur. A krawiec, jak wygląda? Jak już się zgadało…
– Kurdupel. Ciut łajzowaty nawet. Ale rękę do szycia ma, co to, to tak.
– I tak z niczego dał panu ten garnitur?
– W lizingu, mówiłem już.
– Znaczy jak?
– Masz Eustachy, ode mnie! Powiedział. Noś. Jako mój żywy manekin. Pamiętaj tylko, że nic z nim nie możesz zrobić bez porozumienia ze mną. Jesteś, że tak powiem moją własnością.
– Nic, zupełnie – zapytałem, bo lubię wiedzieć, co i jak?
– Nic. Nawet do kieszeni nic nie możesz włożyć, ani z niej wyjąć bez mojej zgody.
– To, co ja z tego będę miał?
– Będziesz pięknie wyglądał! I każdy będzie wiedział, że to ode mnie, dlatego będą cię szanowali.
– Z powodu tego wyglądu?
– Nie, z powodu mnie. I jeszcze jedno – pamiętaj, że po pięciu latach przejdziesz testy próbne, a ja odnowię ci ten garnitur, żeby znów był jak nowy.
– Zwłaszcza kolana bym prosił?
– Co kolana?
– No, wytarły się trochę… Taka praca, panie mistrzu.
– I co on na to? – pan Kazimierz na moment przerwał swoje zasłuchanie.
– Powiedział dobrze, zrobi się! Wszyję specjalną wkładkę z keflaru, to następne pięć lat będziesz mógł klęczeć 24 godziny na dobę i śladu nie będzie.
– I tak zrobił?
– No właśnie odebrałem po remoncie.
– Teraz, jak mi pan powiedział, to widzę, że garnitur ten sam, ale jednak faktycznie przenicowany.
– Jak nowy, co nie?
– Fakt. A kolegom się podoba?
– Cały bazar zachwycony! I powiem panu na ucho, że nikt nie zauważył, że to ten sam, tylko przerobiony.
– Może się nie znają?
– Ej, tam – znają, nie znają. Krawiec mi kasę po kieszeniach poupychał i powiedział, rozdaj, ale mów, że to ode mnie.
– To się musiało podobać.
– Panie Kaziu, niektóre emerytki, to po rękach mnie całowały. Czegoś takiego, to ja jeszcze nie przeżywałem…
– Jak to mówią starzy Żydzi: wobec głupoty, nawet Bóg jest bezradny…
– Słucham?
– Nic, nic… Tak tylko marudzę – sobie a muzom.
Szaser