Grunt to rodzina!
– Dzień dobry. Co pan taki jakiś zafrasowany, panie Eustachy. Z daleka kwaśną minę widać.
Kazimierz Górka od razu przystąpił do, jak to mówią ad remu, bo faktycznie, po co marnować czas? On, emeryt z żoną, czekającą w domu, kolega – kupiec, co prawda tutejszy, bazarowy, od damskiej bielizny, ale przecież nawet w najmarniejszym interesie obowiązuje żelazna zasada, że czas to pieniądz. Eustachy Mordziak bez ceregieli przystąpił więc do rzeczy.
– Bo widzi pan, jakby nie patrzeć, to nie może być przypadek.
– Ale, że co? Bo jak się tak rozejrzeć, to wkoło same zaskakujące rzeczy są. Wiesz pan, jak mnie w ziemię wbiło, jak Legia przegrała z tym Karabachem, co to nawet dobrze nie wiadomo, gdzie on jest? Trzy do jaja! Mistrz Polski…
– Widać mistrz Polski, ale nie Karabachu…
– Panie, ale co za wstyd?! Ci pożal się Boże piłkarze nic innego całe życie robią oprócz kopania piłki. Nie wymyślają niczego, nie produkują nic, mają tylko zaspokoić kibicowską potrzebę szczęścia. Ale oni za frajera mnie mają! Ja im płacę, a oni, za moje pieniądze, mają mnie gdzieś.
– Chodzisz pan na mecze?
– Nie, transmisje oglądam.
– W telewizji?
– Żeby oglądać, trzeba płacić.
– Ale to telewizji pan płacisz, nie piłkarzom.
– A oni praw telewizyjnych nie mają? Działki z tego nie dostają? Dostają i to całkiem, całkiem.
– Co tam Legia. Mnie co innego zastanawia.
– Mianowicie?
– Patrz pan, ten angielski premier, co to jak ta oliwka do pupci niemowlęcia się nazywa, ten, no – Johnson, z koronawirusa jaja sobie robił… i trach! – zachorował. Ledwo się wylizał. Berlusconi – włoski premier-zabawowicz, to samo, francuski minister, amerykański aktor, grecki multimiliarder, a teraz Trump. Ten to dopiero kpił, lekceważył, obelgi miotał. I nagle – chorutki! Zamknęli go w szpitalu, rozebrali do gaci, do aparatów podłączyli i przywódca świata zamienił się w zwykłego pacjenta, który się boi jak wszyscy. Czy to nie znak jaki jest, tak sobie myślę?…
– Może i znak, ale przede wszystkim, powiem panu, trzeba jednak zdrowy, rodzinny tryb życia prowadzić. I tradycję szanować. O, popatrz pan tam, prosto. Widzi pan tę rodzinę?
– Rodzina, jak rodzina.
– Otóż proszę pana on jest rozwodnik, który idzie ze swoją drugą żoną, która w ciążę z pierwszym dzieckiem zaszła, kiedy on był jeszcze mężem żony numer jeden.
– To faktycznie bardzo tradycyjna rodzina! Jak nie przymierzając ta… no, no ta, co to…
– Powiem panu więcej – to ta sama rodzina! Wpadają na nasz bazar czasem. I wszyscy zdrowi. Jak rydze…
Szaser