Strzałkowscy – cukiernia mistrzów
Kiedy kilkadziesiąt lat temu Kazimierz Strzałkowski przyjechał z Radomia na Pragę Północ, by założyć tu małą pracownię cukierniczą przy ul. Kawęczyńskiej, pewnie nawet mu wtedy przez myśl nie przeszło, że to historyczna chwila. Stworzył miejsce, które pokochało niemal całe miasto, a niewielki zakład po latach stał się kultowym. „Cukiernia Strzałkowscy” – tutaj wszystko powstaje z pasją.
Pan Kazimierz Strzałkowski, który w Radomiu ukończył szkołę cukierniczą i tam prowadził swój mały biznes, postanowił spróbować swoich sił w Warszawie. Tutaj możliwości były większe. Przyjechał na Pragę Północ, wynajął lokal przy ul. Kawęczyńskiej 4.
– Początki nie były łatwe, lokal wymagał odpowiedniego przystosowania zarówno do produkcji, jak i sprzedaży wyrobów cukierniczych, a tata miał do pomocy tylko jednego pracownika. Dali radę – opowiada syn Tomasz. – Niewiele później my z mamą i siostrą również dołączyliśmy do taty. Tak już zostało – wspomina i dodaje, że cukiernia od zawsze jest w tym samym miejscu. Od dziecka spędzał w niej mnóstwo czasu, więc tak naprawdę nie mogło być inaczej – musiał pójść w ślady ojca. – Szkoła, praktyki u taty, papiery mistrzowskie. Tak, mam to we krwi – śmieje się Tomasz Strzałkowski i dodaje, że podobnie jest z drugim z braci, Krzysztofem.
Pan Kazimierz, nigdy nie korzystał z pojawiających się na rynku polepszaczy ułatwiających życie w branży cukierniczej.
Cukiernia szybko zyskała grono stałych klientów, dzięki uporowi pana Kazimierza, który nie korzystał z pojawiających się na rynku polepszaczy ułatwiających życie w branży cukierniczej. „Chemiczne” dodatki, dzięki którym ciasta mogły wyglądać na świeże przez kilka dni, nigdy nie były nawet brane pod uwagę w tym zakładzie. Podobnie było i jest z półproduktami czy różnego typu maszynami. Tam gdzie można, wszystko było i jest robione od podstaw, ręcznie.
– Nie da się wyczuć odpowiedniej konsystencji ciasta używając miksera, dlatego na przykład sernik MUSI być wyrabiany ręcznie. Krem do napoleonki trzeba ugotować z mąki, mleka, a nie z gotowego budyniu – wtedy naprawdę jest doskonały. To są te „kruczki”, na które od zawsze kładł nacisk tata. I miał rację – tłumaczą mistrzowie Strzałkowscy. – Był pracoholikiem. To trzeba powiedzieć wyraźnie, ale też podkreślić, że praca była jego wielką pasją. Układał receptury, dobierał składniki. W czasach PRL-u musiał kombinować, żeby zdobyć cukier, mąkę i inne produkty, bo wszystko było na kartki.
Rodzinna firma przechodziła różne okresy. Bywało kiepsko, szczególnie wtedy, gdy warszawiacy zachłysnęli się tanimi produktami z marketów. Wtedy jednak senior Strzałkowski uspokajał synów tłumacząc, że jakość zawsze zwycięży. Tak też się stało. Klienci szybko wrócili.
Pan Kazimierz wprowadzał Tomasza i Krzysztofa w tajniki sztuki cukierniczej, akceptując ich nowoczesne podejście do biznesu, jednak nie pozwalając na wprowadzanie zmian w jakości. Synowie szkolili się, ojciec z czasem coraz bardziej ograniczał się do nadzorowania. W niedziele otwierał cukiernię, aby wciąż mieć kontakt z klientami, którzy go uwielbiali. Dwa lata temu oficjalnie przekazał zakład swoim następcom.
– Taty nie ma już wśród nas, odszedł miesiąc temu, ale zawsze będziemy kultywować tradycje zakładu. I nie chodzi tylko o jakość naszych wyborów. Kolejną jest pomaganie, bo taki był ojciec. Nasze ciasta trafiały do wielu potrzebujących osób – mówią Strzałkowscy.
W czasie świątecznym cukiernia przekazuje zawsze wyroby do placówki dla bezdomnych Caritas, wsparła też kilkukrotnie Stowarzyszenie Praskie Patrz Sercem, m.in. ofiarując tort dla chorego na nowotwór chłopca czy imprezę dla seniorów. Słodkości z Kawęczyńskiej znają dzieciaki z okolicznych szkół i przedszkoli.
– Uwielbiam to miejsce. Dla mnie to swoiste „pogotowie tortowe”, bo uratowali mnie z opresji – opowiada jedna z klientek cukierni. – Zapomniałam o urodzinach siostrzeńca, a zobowiązałam się kupić tort. Nie dość, że zrobili mi „na cito”, to jeszcze domówiliśmy składniki, których ze względu na alergię maluch jeść nie może! Obsługa rewelacyjna, a ciastka bezowe – niebo w gębie!
Właśnie ciastka bezowe z marakują i truskawką od lat są uwielbiane przez klientów cukierni Strzałkowscy. Hitem niezmiennie pozostają też pączki (oczywiście ręcznie zawijane), napoleonki i torty, bo tych wybór jest niesamowity.
– Najmodniejsze są teraz torty śmietanowe obłożone kremem maślanym i polane czekoladą. Dla dzieci rodzice zamawiają najczęściej urodzinowe ze Świnką Pepą, Ciuchcią Tomek, SpongeBob-em i Elsą. Mogą być zarówno na opłatku, jak i z masy cukrowej oraz marcepanowej, ale też szprycowane. Te są najbardziej pracochłonne, bo wykonane z „kropelek” kremu. To taki swojego rodzaju drobniutki „haft” zrobiony kremem, jego wykonanie zajmuje nawet 2-3 godziny – opowiada Krzysztof, który jest prawdziwym artystą w tej pracowni.
Przed nami święta, więc czas tradycyjnych polskich wypieków. Jakie królują w domu Strzałkowskich na stole? Rolada makowa, keks, szarlotka i oczywiście uwielbiane przez wszystkich serniki i piernik. Pytanie: jaki powinien być dobry sernik (każdy kto próbował go robić wie, że wielką sztuką jest upiec go tak, by smakował naprawdę wyśmienicie)? W czym tkwi sekret?
– Przede wszystkim z tłustego sera. Mielimy, wyrabiamy RĘCZNIE z cukrem (do smaku), dodajemy rodzynki, skórkę pomarańczową, jajka, śmietanę i odrobinę mąki. Jak ciasto jest „tępe” można dołożyć masło. To wszystko. W czym tkwi sekret? Nie trzymamy się sztywno przepisów, bo za każdym razem śmietana czy ser są odrobinę inne. Mieszamy ręcznie, sprawdzamy, próbujemy i dodajemy tyle wszystkiego, ile potrzeba. Wtedy Sernik Krakowski wychodzi najlepszy! – podkreślają bracia Strzałkowscy.
Razem z Cukiernią Strzałkowscy mamy dla Was na fb Gazeta Mieszkaniec konkurs, w którym do wygrania są trzy torty wykonane przez Mistrzów.