Hu, hu, ha!
Kto pamięta „prawdziwe”, surowe zimy? Jeśli już, to chyba najbardziej tę 1978/79, gdy niespodziewanie, po deszczowo-lodowym sylwestrowym przedpołudniu, wieczorem błyskawicznie spadała temperatura i sypał oszałamiająco gęsty śnieg. Mimo że, jak mówią, śniegowe chmury trochę chronią nas przed mrozem.
A tu – psikus.
Był ogromny śnieg i niebywały mróz. Nawaliło wszystko, co mogło. Drogi nieprzejezdne. Ulice europejskiej stolicy w XX wieku też sromotnie przegrały walkę ze śniegiem, a sieć ciepłowniczo-wodociągowa z wielkim mrozem. No i jak tu żyć, gdy w domu, mimo wszechobecnej wówczas farelki i włączonego, otwartego piekarnika kuchenki, temperatura wynosiła w dzień 15 stopni, w nocy jeszcze mniej.
Kto miał w domu niemowlaka, trzymanego w ciepłej czapce i grubo przykrytego, i kto mu kilka razy dziennie zmieniał pieluchę, starając się nie przeziębić maleństwa? Jednym z patentów było dmuchanie na nóżki suszarką do włosów, podczas gdy druga osoba w tempie błyskawicznym dokonywała „przepakowania” rozbawionego maluszka.
Ale zapewniam Was, że jeszcze gorzej było w roku 1928, gdy temperatura spadła do -45 stopni i Bałtyk zamarzł. Prawie cały. Warto przy tym pamiętać o jakości ówczesnego budownictwa, o nieszczelnych, tzw. podwójnych oknach, gdzie między skrzydło zewnętrzne i wewnętrzne upychano watę, by ograniczyć straty ciepła. Nikt nie słyszał o termomodernizacji, a mury, nawet grube, przemarzały jak chciały. Nie było ubrań „termo”, tylko wełniane kalesony, futrzane pelisy i obszerne mufki (jeśli kogoś było stać na te luksusy). Brrr. Świadków tamtych wydarzeń brak, czas płynie…
Brak też naocznych świadków jeszcze sroższych zim, tych sprzed 600 czy 400 lat, gdy niezwykle gruba tafla lodu pokrywała niemal cały Bałtyk! Tak gruba, że do Szwecji przeprawiano się saniami, a zapobiegliwi zadbali też o popas, stawiając na twardej, lodowej tafli karczmy i stajnie. Ciekawe, ile z nich utonęło w odmętach Bałtyku, gdy mróz zelżał. Strach pomyśleć!
Warto wiedzieć, że najniższą na Ziemi temperaturę odnotowano wcale nie w zimie, lecz 21 lipca 1983 roku na Antarktydzie: -89,2 stopnia, co zapisano w Księdze Rekordów Guinessa!
Zima, zima… Po prostu jest, śnieżna ku uciesze dzieci i narciarzy (np. biegowych), ku utrapieniu drogowców i kierowców. Normalna przez setki lat w klimacie, w którym mieszkamy. Przez wielu wytęskniona. Przez niektórych, po latach bez zim, niechciana.
Ośnieżony świat wygląda kompletnie inaczej. Raz na jakiś czas…