Egzekucja w Choszczówce

Badacze IPN odnaleźli szczątki 35 osób w lesie przy ul. Skierdowskiej na Białołęce. Bestialski mord z początku II wojny światowej zapamiętał mieszkaniec Choszczówki, do którego dotarł historyk, Krzysztof Gutowski. On zadbał o to, by upamiętnić tragicznie zmarłych i pochować ich w godnych warunkach.

Krzysztof Gutowski to pasjonat historii, przede wszystkim tej dotyczącej Białołęki. Od lat drąży każdy szczegół, próbując ustalić, co działo się przed laty na terenie obecnej dzielnicy i to właśnie dzięki jego wnikliwości dzisiaj znamy wiele faktów z życia mieszkańców stolicy w przeszłości. Szczególnie ciekawy, ale też dramatyczny dla Warszawy był czas II wojny światowej. Niestety, upływający czas sprawia, że z roku na rok coraz trudniej jest znaleźć konkretne informacje i ludzi, którzy pamiętają jeszcze, co działo się na terenie miasta podczas wojennej zawieruchy. Krzysztof Gutowski jednak kolejny raz pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych, a jego wielka miłość do Białołęki i jej historii zdziałała cuda… To on powiadomił Biuro Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej o masowej mogile w lesie na Choszczówce. Wszystko po to, by uczcić pamięć zamordowanych i… dla spokoju świadka tej okrutnej zbrodni.

– Cała historia miała początek kilka lat temu… – opowiada Krzysztof Gutowski. – Rozmawiałem o historii Białołęki z mieszkańcem Choszczówki, z rodziny, która mieszka tam od kilku pokoleń (trafiłem do niego przez jego krewnego, który dowiedział się, że szukam osób pamiętających Białołękę z czasów wojny). Ten pan opowiedział mi historię, którą sam znał tylko z opowiadań, bo był zbyt mody, by pamiętać wydarzenia z czasu II wojny światowej.

Mówił, że niedaleko jego rodzinnego domu, Niemcy rozstrzelali kilkaset osób. Jego matka miała pamiętać głośne, ludzkie krzyki i jęki dochodzące z lasu, serie strzałów, po których zapadła głucha cisza. Po wojnie próbowali zainteresować tą historią kogoś z ambasady Izraela, ponieważ myśleli, że rozstrzelano tam Żydów. Ktoś nawet przyjechał, obejrzał miejsce, położył kamyk pamięci i na tym się skończyło.

Nie chciałem dać umrzeć ponownie tej historii. Dopytywałem o więcej faktów i w końcu mój rozmówca stwierdził, że jego trochę starszy kolega, który mieszka niedaleko, widział to wszystko na własne oczy. Powiedział: „no to chodźmy, może go zastaniemy”. Tak poznałem pana Jerzego, który w 1939 r. miał 8 lat. To dzięki niemu odnalezione teraz ofiary egzekucji zostaną nareszcie godnie upamiętnione.

Relacje obu panów znacznie się różniły. Po pierwsze, nie było to kilkaset osób, tylko kilkanaście. Po drugie, pan Jerzy pamięta, że ofiary to sami mężczyźni w sile wieku, w cywilnych strojach, nie wiadomo, czy to byli Żydzi, czy Polacy. Wszystko działo się we wrześniu 1939 roku, niedaleko ścieżki będącej skrótem od jego domu do przystanku jabłonowskiej kolejki. Kilku żołnierzy niemieckich przyprowadziło tu kilkunastu mężczyzn. Kazali im wykopać płytki dół. Kiedy to zrobili, zostali rozstrzelani z karabinów. Wszystko to mały Jurek obserwował ukryty razem ze starszą siostrą za rachitycznymi krzakami na piaszczystej wydmie.

Pan Jerzy opowiedział mi tę historię kilka razy: pierwszy raz, gdy pokazywał mi to miejsce, drugi – kiedy nagrywaliśmy tę historię do filmu „Na północ od Piekła”, który wreszcie, tej jesieni będzie miał premierę. A kolejny raz wskazał miejsce zbrodni, gdy udało mi się zainteresować tą sprawą Instytut Pamięci Narodowej na tyle, że specjaliści z Biura Poszukiwań i Identyfikacji przyjechali na wizję lokalną. Za każdym razem wskazywał dokładnie to samo miejsce (pomylił się tylko raz, akurat przy historykach IPN, ale zaraz się poprawił).

A przede wszystkim opowiedział mi szczególnie ważny dla niego fragment tej historii:

Jeden z prowadzonych na rozstrzelanie mężczyzn w pewnym momencie wyrzucił na ścieżkę jakiś papier, Niemcy tego nie zauważyli. Później, kiedy oprawcy odeszli, mały Jurek podniósł go – była to jakaś legitymacja. Chłopiec był przerażony i ją od razu wyrzucił. Do dzisiaj nie może sobie tego wybaczyć, bo gdyby zachował tę legitymację, wiadomo by było, kogo Niemcy zabili. Tkwi to w nim jak zadra.

Obiecałem sobie wtedy, że znajdziemy odpowiedź na to pytanie. I zaczęliśmy drążyć. Trwało to ponad trzy lata.

Poszukiwań nie można prowadzić samodzielnie, bez zgód urzędów i właścicieli terenu. Na szczęście historycy IPN-u uznali relację pana Jerzego za wiarygodną, a stare zdjęcia lotnicze, na które trzeba było długo czekać, potwierdziły, że poszukiwania w tym miejscu mają sens. Potem zaczęły się procedury uzyskania odpowiednich zgód, następnie poszukiwania wstępne… Później wybuchła epidemia i wreszcie, kilkanaście dni temu ekipa Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN rozpoczęła poszukiwania i…

Pierwszego dnia archeologowie odsłonili szkielety dwudziestu kilku osób, rozstrzelanych kilkadziesiąt lat temu. Znaleziono także łuski, guziki, but, resztki ubrań, pustą butelkę po wódce. Nie wszystkie ciała zostały od razu  odkopane, prace trwały dalej. Oprócz mężczyzn, były tam ciała kobiet z dziećmi, zastrzelonych na ich rękach. Praca nad zidentyfikowaniem ofiar jeszcze przed nami. Nie wiemy, czy są między nimi mężczyźni, których ostatnie chwile widział pan Jerzy. Mam nadzieje, że tak. Później odkryto kolejne szczątki, w sumie 35 osób. IPN chce rozszerzać poszukiwania, może obok są inne doły. Miejsce jest bardzo wygodne. Świadek widział tylko kilkunastu mężczyzn, a w odkrytej mogile jest sporo kobiet i dzieci. Ale może pan Jerzy widział tylko część egzekucji? W 1939 roku Niemcy raczej kobiet i dzieci od razu nie rozstrzeliwali. Być może w tym zbiorowym grobie są ofiary z sierpnia 1944? Na wszystkie ustalenia potrzeba czasu, badania będą trwały, pan Jurek wydawał się bardzo pewny, że historia którą pamięta, miała miejsce na samym początku okupacji.

Przywrócimy pamięć o tragicznie zmarłych, ileś rodzin będzie mogło pożegnać się godnie z bliskimi. Zajęło mi to 4 lata. Ale warto rozmawiać ze starszymi ludźmi. Trzeba pamiętać.

Krzysztof Gutowski, historyk
Towarzystwo Przyjaciół Warszawy, oddział Tarchomin


Relację pana Jerzego i innych świadków hitlerowskich zbrodni, będzie można wysłuchać i zobaczyć na jesieni w długo oczekiwanym przez mieszkańców filmie o wojennych losach Białołęki: „Na północ od Piekła”. Film w reżyserii Maćka Janiszewskiego powstał według scenariusza Krzysztofa Gutowskiego.

A na bieżąco wszystkie historyczne ciekawostki można śledzić na fb: Historyczna Białołęka



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content