Nie patrz sercem
W piosence Katarzyny Sobczyk „Mały Książę” ze słowami Krzysztofa Dzikowskiego i muzyką Ryszarda Poznakowskiego padają słowa: „Jeżeli kochasz, sercem patrz…”.
To pięknie brzmiąca, złudna pułapka. Jak widać na zdjęciu, „patrząc sercem” widzimy uroczy, romantyczny zakątek wśród starych drzew, zaś patrząc szerzej, widzimy coś zupełnie innego: zapuszczony kąt, ze stertą zeschłych liści i koślawym, byle jakim płotem. Owszem, gdyby tam posprzątać, byłoby uroczo. Byłoby… ale nie jest.
Wiele osób patrzyło „sercem” na ogrodzone płotem, puste miejsce po rozebranym Universamie i dawało upust żalowi, że był, ale już nie ma. Spojrzenie „bez serca”, chłodnym okiem pokazuje, jak korzystna będzie to zmiana, jakie korzyści (nie tylko estetyczne) przyniesie dzielnicy, czyli nam wszystkim. Zamiast powodów do zmartwienia i żalu, są powody do radości!
Inaczej rzecz ma się, gdy patrzymy na przykład na ludzi. „On jest cudowny, przecież widzę! Co prawda gadają, że pije i że się leni, ale po pierwsze, to nieprawda, a po drugie, moja miłość go zmieni!”. Cóż, jak pokazuje życie, zwykle z nikim się to nie udaje. Zamiast patrzeć zakochanym sercem, warto dostrzec coś innego, co świetnie widzą inni, niezaangażowani uczuciowo. Warto, z korzyścią dla obu zainteresowanych stron, wziąć to pod uwagę. Warto spojrzeć z boku. Nie jest to nielojalność wobec ukochanego czy ukochanej, to rada, która daje szansę na uniknięcie kłopotów w przyszłości. Kłopotów, które zapraszamy do swojego życia na własne życzenie.
Jak widzimy nasze dzieci? Ile razy bezmyślnie komunikujemy, że nasz to aniołek, tylko nauczycielka się uwzięła, źli koledzy namówili go na głupoty, policjant się przyczepił nie wiadomo o co.
Cóż, zwykle jednak wiadomo, o co – wystarczy przestać patrzeć „sercem” i zmierzyć się z problemem. Być może dzięki temu uda się uniknąć kłopotów w przyszłości. Podobnie z nauczycielką, która naprawdę nie ma czasu na skupienie się na tym właśnie uczniu, bo ma ich kilkudziesięciu (jeśli nie kilkuset), ma plan do zrealizowania, a do tego swoje własne, prywatne życie, może też pełne kłopotów. Może jest problem, który ona widzi i chętnie podzieli się z rodzicami delikwenta, ale pod warunkiem, że zamiast atakować, zechcą być otwarci. To nie boli.
Problemy z kolegami? Że namawiają i kuszą do złego? Jeśli w tej grupie jest ich sześciu, założę się, że każda matka jest święcie przekonana, że właśnie ci pozostali, to samo zło, a jej dziecko – przeciwnie. Matki, które podeszły do problemów obiektywnie, już dawno zdecydowały się na mądrą reakcję, być może – na skorzystanie z pomocy kogoś z zewnątrz i mają problem załatwiony.
Warto spróbować. Choćby czasem.