Święta w starej Warszawie
Wyobraźmy sobie XIX-wieczną Warszawę przed świętami Bożego Narodzenia. Było to miasto pełne ludzi, gdzie życie toczyło się dosyć szybko, a dokoła słyszano gwar i pokrzykiwania.
Na straganach można się było zaopatrzyć w ryby niezbędne do przygotowania świąt, miód i inne potrzebne produkty. Najważniejszy był jednak opłatek np. od bernardynów. To z niego powstawała biała gwiazdka, która na włosie panieńskim zawisała nad stołem.
Święta w mieście
Warunki zamieszkania nie były tak komfortowe jak na wsi. Nie było dużej izby czy dworku. Wynajmowane mieszkania w wielopiętrowych kamienicach były ciasne i zatłoczone. Z tego powodu wiele osób nie miało możliwości przed wieczerzą wigilijną postawienia snopka zboża w mieszkaniu. Gospodarz nie mógł zgodnie z tradycją wiejską dodać ziarna ze snopka stojącego w pokoju do ziarna siewnego, co było na wsi symbolem dostatku i urodzaju. Raz, że nie było snopka, dwa – święta obchodzono w mieście, więc nie było gospodarza, czyli rolnika.
Choinka zamiast snopka. W Warszawie wcześniej niż w Paryżu
Choinka pojawiła się początkowo w domach ewangelików, ale tak szybko zdobyła popularność, że w dość krótkim czasie zastąpiła wspomniany snopek. Nie była stawiana na podłodze czy stoliku jak obecnie, lecz podwieszana pod sufitem. W Warszawie pierwsze choinki pojawiły się koło roku 1799. Wcześniej niż w Paryżu, do którego choinka zagościła po 1870 r. Choinki były ozdabiane owocami, pierniczkami, orzechami. Zapalano na nich prawdziwe świeczki osadzane na małych lichtarzykach.
Ewangeliczki
Na ulice miasta wychodziła ucząca się młodzież, która chodziła po domach, by czytać ewangelię. Młodzież robiła to za wynagrodzenie. Ten zwyczaj to tzw. ewangeliczki.
Szczupak, okoń a może lin? Kluski z miodem? Zupa migdałowa? Potrawy wigilijnego stołu
Główną rolę na wigilijnym stole odgrywały ryby. Szczupak, okoń z siekanymi na twardo jajami, a może lin z duszoną kapustą? Oczywiście nikt nie zapominał o karpiu. Coś na słodko? Może kutia? Nie. W Warszawie nie jadano dawniej kutii, która była przysmakiem na Ukrainie, Białorusi, Litwie, w Rosji i na Kresach. Kutia pojawiła się znacznie później. W XIX wieku na warszawskich stołach królował mak z kluskami i miodem, a także kompot z owoców. Wśród innych znanych w ówczesnej Warszawie potraw była też zupa migdałowa, jarmuż z kasztanami, kluski na słodko ze śliwkami lub gruszkami. Pierwszego dnia świąt w bogatych domach jadano indyka nadziewanego śliwkami, a drugiego zająca z melonem w occie.
Jedzenie dla zmarłych
Po skończonej wieczerzy nie sprzątano ze stołu. Napoczęte dania czy okruchy były zostawiane. Wierzono, że tej nocy dom nawiedzą osoby zmarłe i to właśnie dla nich zostawiano jedzenie.
Pasterka i boskie stworzenia
Wieczorem wszyscy udawali się na pasterkę. Podobno wierni wchodzili w trakcie nabożeństwa na miejsce, w którym zazwyczaj stał chór. Swoją radość wyrażali udając różne boskie stworzenia. Gdy organista zaczynał grać, ktoś zaczynał beczeć czy rżeć jak koń, ku uciesze uczestników mszy. Chyba tylko księżom nie było z tego powodu wesoło. Władze kościelne tłumaczyły, że takie zachowanie nie pasuje do podniosłości chwili i w latach 20. XIX wieku zabroniono takich zabaw.
Wigilia 24 grudnia? Niekoniecznie
Warto dodać, że Wigilia nie zawsze była obchodzona 24 grudnia. Dawniej, gdy wypadała w niedzielę, przesuwano ją na sobotę. Było to spowodowane tym, że niedziela nie przyjmowała postu. Boże Narodzenie świętowano wtedy przez trzy dni.
Co wspólnego ma nabożeństwo i owies?
Drugiego dnia świąt chodzono na specjalne nabożeństwa, podczas których obrzucano kapłanów owsem. Działo się tak na pamiątkę ukamienowania św. Szczepana. Ten zwyczaj miał przynosić szczęście duchownemu. Najgorzej mieli ci księża, którzy nie byli zbyt lubiani. Owies mieszano wówczas z kamyczkami. Zwyczaj został zakazany około 1830 roku.
31 grudnia dniem egzaminów?
Warszawa nie obchodziła Nowego Roku tak hucznie jak obecnie. 31 grudnia był dniem przeznaczonym na różnego rodzaju egzaminy. W mieście nie widać było hucznych balów sylwestrowych.
Dzień drobnych kradzieży
W dawnych czasach był jeszcze jeden zwyczaj, którego dzisiaj nie potrafilibyśmy zaakceptować – dzień Trzech Króli był dniem dozwolonych drobnych kradzieży, w ramach pewnego progu przyzwoitości i społecznej akceptacji.
Migdałowy król
Koniec okresu świątecznego pachniał migdałami. Na stole pojawiał się placek, w środku którego znajdował się migdał. Osoba, która dostała kawałek ciasta z ukrytym migdałem, zostawała migdałowym królem. Jeżeli migdał trafił do rąk panny, mówiono „dostała migdała, będzie miała Michała”. Była to wróżba na szybkie zamążpójście. Migdałowy król miał ważne obowiązki – musiał pełnić funkcję duszy towarzystwa i być wodzirejem.
/om/
Zdjęcia: Kartka: Kościół św. Aleksandra – Archiwum Małgorzaty Karoliny Piekarskiej, Święta w Warszawie, choinka 1926 rok – Narodowe Archiwum Cyfrowe