Przyjaźń ma wiele rozmiarów
Free Ukraina Store znajduje się w parku handlowym City Market przy ul. Pociskowej 4 w Rembertowie i jest przeznaczony dla uchodźców z Ukrainy.
Idea sklepu Free Ukraina Store
W sklepie Free Ukraina Store panuje duży ruch, ale nie słychać tutaj zwykłego sklepowego gwaru. Uchodźcy, niektórzy zawstydzeni i zagubieni, biorą ubrania z wieszaków i podchodzą do wolontariuszy, by otrzymać nową bieliznę i skarpetki, które są reglamentowane, ponieważ jest ich mało. Niektóre osoby niedowierzają, że potrzebne rzeczy mogą wziąć za darmo. Mogą. Taka jest idea sklepu.
– Dzisiaj rano przyszła pani, która poprosiła o kurtkę. Gdy ją otrzymała, spytała, czy może w czymś pomóc obsłudze. Została na wiele godzin – mówi Marcin Płonka, radny dzielnicy Rembertów, jeden z organizatorów Free Ukraina Store. Wolontariusze ukraińscy są bezcenni, m.in. dlatego, że pełnią rolę tłumaczy.
Jak doszło do powstania sklepu?
– Wszystko zaczęło się od ogłoszenia na lokalnej grupie FB Rembertów Ukraina Store. 28 lutego jedna z pań rzuciła pomysł, że przydałby się punkt, w którym przekazywane ubrania wisiałyby na wieszakach, buty leżały na półkach, a przyjezdni z Ukrainy mogli sobie coś wybrać, przymierzyć – mówi „Mieszkańcowi” Monika Olejnik-Okuniewska, jedna z organizatorek sklepu i pracownik firmy, która jest właścicielem parku handlowego.
Na jej prośbę zarząd przekazał wolny lokal w stanie deweloperskim na działalność punktu. Wymyślono nazwę, która miała kojarzyć się z wolną Ukrainą. Użycie angielskiego słowa free pozwoliło połączyć ideę wolności z darmowym rozdawaniem rzeczy.
– Potem jeden pan umył okna, inny położył wykładzinę, wiele osób odpowiedziało na nasz apel i pomogło doposażyć sklep. Na początku nie mieliśmy prądu, pożyczaliśmy go od sąsiednich sklepów. Potem kolejny pan za darmo zainstalował nam gniazdka. Zbieramy ubrania, bardzo potrzebne są buty (bo goście z Ukrainy często wyjechali ze swoich domów w tym, co mieli akurat na sobie), nowa bielizna, wyprawki szkolne, kosmetyki, środki czystości, ukraińskie mamy mają duże zaufanie do sudocremu, który szybko znika z naszego kącika pierwszej potrzeby. Jeśli potrzebne są wózki, czy łóżeczka, zgłaszamy to zapotrzebowanie na naszym profilu na fb i szybko znajdujemy niezbędny sprzęt. Ostatnio potrzebny był rowerek dla czterolatka – kilka godzin później, mieliśmy go już w sklepie. Mamy osobny punkt z zabawkami – dzieci przychodzące do nas z rodzicami zatrzymują się tam i naprawdę uśmiechają. Ostatnio stworzyliśmy skrzynkę z zabawkami, które mogą się zmieścić w dłoni maluchów. Te zabawki zawożone są na dworce. Każdego dnia przychodzą do nas ludzie, którzy chcą pomóc i dzielą się rzeczami, każdego dnia gościmy od kilkudziesięciu, do kilkuset osób z Ukrainy, potrzebujących pomocy. Są momenty, że musimy ograniczyć liczbę osób w sklepie. Piszą do nas osoby z wielu stron świata, firmy i organizacje, które chcą do nas dołączyć. Nie przyjmujemy pieniędzy, bo nie jesteśmy organizacją i nie bylibyśmy w stanie rozliczyć się z zebranych środków, ale chętnie przyjmujemy każdy inny zakupiony sprzęt, który może się przydać w tych czasach. Paczki trafiają do najbliższego paczkomatu, a stamtąd do naszego punktu. Zależy nam na tym, by nasz sklep istniał tak długo, jak tylko będzie potrzebny. Mamy nadzieję, że pomoże wielu osobom. (…) Pomaga nam wiele osób, ale też urząd dzielnicy Rembertów, który organizuje nam wywóz śmieci i promuje naszą działalność. Wiele robi również lokalne stowarzyszenie Rembertów Bezpośrednio, które ciągle pisze o nas i pomaga nam nagłośnić aktualne potrzeby – dodaje Monika Okuniewska.
W sklepie są dwie tablice korkowe, do których przyczepiane są ogłoszenia z prośbami o pracę, jak też z ofertami pracy. Na witrynie wisi plakat sklepu, na którym jest napisane: Przyjdź. Przymierz. Przyjmij. Przyjaźń ma wiele rozmiarów – WYBIERZ swój. Sklep jest wyjątkowy. Ludzie oddają tu rzeczy nie dlatego, że muszą czy chcą. Oddają, ponieważ ktoś ich potrzebuje. Sklep Free Ukraina Store można odwiedzić w godz. 10–18 od poniedziałku do piątku. W weekendy sklep jest otwarty w godz. 10-15. /om/
Foto: Gazeta Mieszkaniec, Marcin Płonka