Ryszard Czubak: Nie mam przewrócone w głowie

„Mieszkaniec” rozmawia z Ryszardem Czubakiem, aktorem filmowym, bywalcem wydarzeń kulturalnych oraz jedną z najbardziej znanych i kolorowych postaci Warszawy, mieszkańcem Grochowa.

Rysiu – mówię Ci po imieniu, bo nie będę ukrywał, że się znamy i lubimy – jest mi bardzo miło porozmawiać z Tobą dla „Mieszkańca”, gazety prawobrzeżnej Warszawy…

– Znam świetnie tę gazetę, jestem jej czytelnikiem, bo przecież mieszkam na Grochowie i zawsze z przyjemnością biorę „Mieszkańca” ze sklepu.

Bardzo się cieszę. Z tego co wiem, choć nie całe życie spędziłeś na Pradze, to tu się właśnie urodziłeś.

– Urodziłem się w Szpitalu Praskim, a dzieciństwo spędziłem w Świdrze, gdzie moi rodzice dostali po wojnie mieszkanie w pięknej „świdermajerowskiej” willi. Wychowywałem się na łonie przyrody. Do mieszkania przy Mińskiej przeprowadziłem się będąc uczniem szkoły podstawowej, której siedem klas ukończyłem w Świdrze, a ostatnią, ósmą klasę – w szkole im. Norwida przy Kamionkowskiej, świeżo wówczas otwartej, jako jedna ze szkół-tysiąclatek.

Mieszkałeś potem w różnych częściach miasta. Od kiedy już na stałe wróciłeś na Pragę Południe?

– W marcu 1996 roku i od tego czasu mieszkam tu nieprzerwanie. A dokładniej – najpierw przy Mińskiej, a od 2007 roku przy ulicy Grochowskiej na wysokości ulicy Kickiego, w przepięknej kamienicy z 1936 roku, będącej pod opieką konserwatora zabytków. Muszę tu nadmienić, że na całe szczęście tak mi się ułożyło, że ani moja rodzina, ani ja nie mieszkaliśmy nigdy w żadnym bloku, tylko zawsze albo w pokojach w podwarszawskiej willi, albo w przedwojennych kamienicach. Mieszka mi się tu doskonale ze względu na komunikację, która jest po prostu świetna. Gdziekolwiek bym chciał stąd pojechać, to czuję się, jak bym wszędzie miał blisko.

Kończysz w tym roku 70 lat. Znają Cię doskonale bywalcy wernisaży, koncertów, premier teatralnych. Jesteś także aktorem filmowym, grałeś charakterystyczne role u takich mistrzów, jak Wajda, Bareja, Gruza, Łomnicki, Piwowarski. Do tego masz swój styl bycia i ubierania się, niezmienny od lat. Czy czujesz się legendarną postacią Warszawy?

– Jest mi naprawdę przyjemnie słyszeć od moich przyjaciół, znajomych, od warszawskich artystów, że gdyby mnie nie było, to to miasto byłoby mniej kolorowe, a bardziej szare. Ignacy Gogolewski mawia, że gdy Rysio przychodzi na premierę, to na pewno będzie ona udana. Czasem słyszę także o sobie słowa „legendarna postać Warszawy”, jest to dla mnie oczywiście miłe, ale trzeźwo patrzę na świat i na siebie i nie mam przewrócone w głowie. Nawet gdy słyszę o sobie takie słowa.

Z oczywistych powodów kojarzony jesteś nie tylko ze światem artystycznym, ale także ze środowiskiem LGBT+. Wiele miejsca poświęca się dziś nietolerancji, nierzadko agresji wobec ludzi nienormatywnych seksualnie…

– Mnie akurat nigdy nie spotkało żadne przykre zdarzenie. Powiem więcej – w czasach mojej młodości praskie ulice pełne były ludzi, których nazywa się półświatkiem – nie pracujących, nie uczących się, żyjących z drobnych przestępstw, złodziejstwa, napadów. Ale mających swój kodeks honorowy – w którym nie do pomyślenia było na przykład napadnięcie i obrabowanie „swojego”, czyli kogoś z Pragi. Mam wrażenie, że oni chyba nie rozumieli na czym polega moja odmienność, a mimo to, gdy wracałem późno do domu, wiele razy słyszałem „aaa, to Rysio idzie” i byłem bezpieczny. A gdy zobaczyli mnie na ekranie, w jakimś filmie, to od tego czasu byłem wręcz otoczony szacunkiem i sympatią. Dziś także czuję się na Grochowie całkowicie bezpiecznie.

Na koniec opowiedz naszym czytelnikom, co obecnie porabiasz?

– Od kilku lat jestem emerytem, ale nie mogę powiedzieć, żeby z tego powodu moje życie się zmieniło. Nieustająco uczestniczę w życiu kulturalnym naszego miasta – bywam wciąż na premierach teatralnych, na promocjach książek, na wernisażach artystów malarzy i rzeźbiarzy – moich przyjaciół i znajomych, a także na koncertach. Śledzę też premiery filmowe, nie te komercyjne, tylko artystyczne. Od kilku lat nie grałem w filmach, a obecnie zostałem obsadzony w dwóch, ale póki co trwa kompletowanie budżetu, by mogły ruszyć zdjęcia. Wciąż, tak samo jak przedtem, „żyję sztuką, żyję miłością” jak śpiewa Floria Tosca w operze Pucciniego. I to wypełnia całe moje życie.

Rozmawiał: Rafał Dajbor

Fot. autor



 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content