Wypominki

– Dzień dobry! Eustachy Mordziak głośnym powitaniem z daleka potwierdzał zbliżającemu się panu Kazimierzowi Główce, emerytowi, który na bazarze zwykł robić zakupy, że czeka na niego i zaprasza. Lokal pana Eustachego nie był zbyt wytworny – ot, stragan z damską bielizną, ale w niczym to panom nie przeszkadzało.

– „Listopad dla Polaków” niebezpieczna pora…

– Słucham?

– Taki cytat. Z Wyspiańskiego. Z „Nocy Listopadowej” konkretnie. O Powstaniu Listopadowym. I jak to u Wyspiańskiego – co zdanie, to sentencja.

– O tym powstaniu to nas w szkole uczyli. Ale niewiele pamiętam. Podobno gdzieś tu w okolicy się toczyło?

– A tak. W lasku za torami do Otwocka. Znaczy żadnych torów wtedy nie było, ale lasek był.

– I jakiś pałacyk podobno, gdzie sztab się mieścił.

– Pałacyk stoi do dziś. Szkoła muzyczna tam jest. Przy Kwatery Głównej. Ale że tam sztab powstańczy był to legenda.

– Niemniej o powstańcach pamiętać należy. To jednak nasza historia jest.

– Jasne, że należy. Ale chciałoby się, żebyśmy pamiętali nie tylko o heroicznych i na ogół tragicznych zrywach, lecz przynajmniej w równym stopniu o tych, którzy mozolnie, dzień po dniu zapisywali bardzo pożyteczne, choć mniej eksponowane karty historii.

– A kogo takiego mamy, panie Kaziu?

– Choćby księdza Jana Sztukę. Teraz jest czas wspomnień, to wspomnijmy go.

– Modlił się? A co ksiądz ma robić?

– No właśnie ten akurat robił bardzo dużo. Kościół na pl. Szembeka to jego dzieło. Od kościoła drewnianego do obecnego. Na plebanii było kino dla parafian, scena teatralna, to było wręcz centrum kulturalne dla tutejszej okolicy. W Powstaniu Warszawskim pomagał powstańcom, a na koniec, żeby nie zostawić parafian samych, dołączył do aresztowanych i dobrowolnie wyjechał z nimi na roboty do Niemiec. Po powrocie odbudował spalony kościół, a parafia znów była centrum działalności społeczno-kulturalnej. To był naprawdę niesamowity facet.

– Znał go pan, panie Kaziu?

– Pamiętam jak przez mgłę. Dobrze żył nawet z tymi, którzy w kościele raczej się nie pojawiali. Jak mój tatuś na przykład. Nie wiem, czy ksiądz Sztuka liczył, że w końcu nawróci grzesznika, ale z rzadka, bo z rzadka wpadał do nas.

– Co go tak w tatusiu za przeproszeniem pociągało?

– Tatuś birbant był – bardzo dowcipny, oczytany, towarzyski. Miło było wypić z nim po kieliszeczku. Na swój sposób lubili się. Ksiądz Sztuka i mój tatuś, to pewien styl, dziś już niestety zapomniany. Dlatego ich wspominam, czy – ze względu na porę roku – „wypominam”.

Szaser



error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content