Polak na Grochowie

Mieszkaniec rozmawia z Cezarym Polakiem, mieszkańcem Grochowa, dziennikarzem prowadzącym m.in. autorską audycję w radiu RDC „Polak Potrafi”, polonistą, animatorem kultury, pasjonatem Grochowa, założycielem klubokawiarni Kicia Kocia.

Od kiedy mieszka Pan na Grochowie i dlaczego wybrał Pan to miejsce do życia w Warszawie?

– Zamieszkałem koło “Wiatraka” wiosną 2004 roku więc wygląda na to, że jako grochowiak wkrótce być może osiągnę dopiero wiek maturalny (śmiech). Nie jestem warszawiakiem z urodzenia. Dziś tak nie myślę, ale kiedy zdecydowałem się osiąść w stolicy na stałe sądziłem, że najszybciej zrozumiem i wczuję w miasto wybierając mieszkanie w przedwojennej kamienicy, z oryginalnym wystrojem wnętrza i sąsiadami, zasiedziałymi od pokoleń. Bardzo szybko ograniczyłem poszukiwania do Starej i Nowej Pragi oraz Szmulek. Długi czas wydawało się, że zamieszkam przy ulicy Stalowej w funkcjonalistycznej czynszówce, która zagrała w oscarowym “Pianiście” Romana Polańskiego. Nie wyszło. Przypadkiem trafiłem na ofertę sprzedaży mieszkania w modernistycznej kamienicy z lat 30. przy Al. Waszyngtona. Wziąłem kredyt, kupiłem i z poczuciem klęski przeniosłem się na Grochów. Co prawda lokal był taki, o jaki mi chodziło, ale chciałem zapuścić korzenie na odkrywanej właśnie przez artystów i filmowców, opiewanej przez varsavianistów Pradze. Grochów zaś jawił się jako jej ubogi, mało wyrazisty, młodszy krewny. Zacząłem szperać w bibliotekach, rozmawiać z sąsiadami, spacerować i górnolotnie rzecz ujmując można powiedzieć, że doznałem olśnienia. Okazało się, że w bliskim sąsiedztwie mieszkali i bywali ważni dla mnie pisarze. Że o Grochowie pisali i Grochowem inspirowali się m.in. Miron Białoszewski, Marek Bieńczyk, Zygmunt Kubiak, Andrzej Stasiuk. Że działał tu najbardziej chyba niezwykły kibuc, w którym z hollywoodzkim rozmachem kręcono filmy zaliczane do klasyki kina jidysz. Że na Grochowie wzniesiono pionierskie w czasach PRL Osiedle Młodych, a na pobliskim Przyczółku Grochowskim Oskar i Zofia Hansenowie zaprojektowali wizjonerski “leżący wieżowiec” – najdłuższy w Polsce, blisko półtorakilometrowy blok mieszkalny. I tak Grochów mnie wciągnął (śmiech)

Chce Pan pokazywać „grochowskość” w sposób nieoczywisty. Co to znaczy?

– Grochów to palimpsest. Ma złożoną tożsamość oraz interesujące – nie tylko z perspektywy warszawskiej – dzieje, słabo opisane i zbadane. Choćby wspomniany kibuc. Powstał jako eksperymentalne gospodarstwo, w którym młodzi Żydzi przygotowywali się do emigracji do Palestyny. W myśl syjonistycznych ideałów sposobili się do nowego życia. Tymczasem z USA powrócił Józef Green, reżyser, aktor i scenarzysta. Na terenie gospodarstwa (dziś w tym miejscu znajduje się osiedle Ostrobramska) budował spektakularne dekoracje, na przykład w “Błaźnie purymowym”(wyreżyserowanym wraz z Józefem Nowiną-Przybylskim) odtworzył rynek sztetla, żydowskiego miasteczka, i zaangażował kibucników. Młodzi pionierzy odgrywali na planie role ze świata, od którego chcieli uciec. Taki paradoks. Dlatego, gdy organizowaliśmy spotkania o kibucu, to opowiadaliśmy jego pogmatwaną historię także poprzez seanse kina jidysz. Podobnie było z oranżadą. Kiedy dziesięć lat temu po raz pierwszy zaprosiliśmy publiczność do picia grochowskiej bąbelkówy na czas, to z jednej strony oczywiście chodziło o zabawę, a z drugiej o wypromowanie najstarszej wytwórni wód, gazowanych w Warszawie, spółki rodzinnej działającej od 1948 roku. Gdybyśmy zrobiliśmy degustację pewnie nie wzbudziłaby zainteresowania. Zaś na mistrzostwa stawili się zawodnicy z różnych stron Polski, ich zmagania relacjonowały mainstreamowe media, a w efekcie oranżada trafiła do dużej sieci sklepów oraz modnych knajpek w lewobrzeżnej Warszawie.

Jest Pan inicjatorem wielu społecznych i kulturalnych inicjatyw. Czy te pomysły rodzą się spontanicznie, czy wynikają z obserwacji, czy z potrzeb mieszkańców?

– Ze wszystkich wymienionych przez Panią powodów oraz z sugestii i podpowiedzi od mieszkańców i artystów z Grochowa. A także z chęci podzielenia się odkryciami dotyczącymi grochowskich śladów w kulturze i sztuce jak festiwal “Literatura na peryferiach” lub lokalnej historii, jak cykl “Latające Muzeum”. Często dołączamy do projektów zainicjowanych przez działające w naszej okolicy organizacje i wspieramy je. Na przykład wraz ze Stowarzyszeniem Badawczo-Animacyjne Flâneur współrealizowaliśmy finisaż Universamu “Grochów”.
Zapraszamy do współpracy. W miarę możliwości dzielimy się przestrzenią i sprzętem.

Stworzył Pan kultowe miejsce na mapie Grochowa, jakim jest klubokawiarnia Kicia Kocia. Czy nazwa i charakter miejsca jest hołdem dla poety, mieszkańca Saskiej Kępy Mirona Białoszewskiego?

– Bardzo dziękuję za miłe słowa, ale nie zasłużyliśmy na taki status. Używam liczby mnogiej gdyż Kicia Kocia to projekt zespołowy. Filarem przedsięwzięcia jest współprowadząca lokal Małgorzata Pilewska. Klubokawiarnię współtworzą pracownicy oraz zaprzyjaźnieni artyści i społecznicy oraz – a może przede wszystkim – goście i bywalcy. Bez nich nie byłoby Kici. Lokal zadedykowaliśmy Mironowi Białoszewskiemu, który wielokrotnie opisywał Grochów. W kamienicy przy Grochowskiej mieszkała muza, przyjaciółka i bohaterka wielu utworów poety Halina Pfeffer-Oberländer. Od jej pseudonimu, Kicia Kocia, zapożyczyliśmy nazwę. Wiele osób bierze nas za kawiarnię z kotami albo lokal powstały z inspiracji serią popularnych książek dla dzieci. Co bywa przyczyną wielu zabawnych nieporozumień. Ale w ogóle nam to nie przeszkadza (śmiech)

Powiedział Pan: „Jak się chce coś przeczytać o Grochowie, to trzeba to sobie napisać”. Czy właśnie dlatego powstał „GRO. Ilustrowany atlas architektury Grochowa”, który napisał Pan razem z Anną Wrońską? Polak potrafi?

– To oczywiście żart. Ale faktycznie literatura dotycząca historii Grochowa – nie licząc największej bitwy Powstania Listopadowego – jest uboga. Do dziś nie powstała naukowa monografia naszej okolicy. Niewiele jest książek wspomnieniowych. Grochów marginalnie pojawia się w przewodnikach turystycznych. W pewnej mierze “GRO…” jest próbą zapełnienia części białych plam – przynajmniej jeżeli chodzi o architekturę. Udało nam się dotrzeć do niepublikowanych informacji i dokumentów, ustalić autorstwo i okoliczności powstania osiedli i budynków. Mamy nadzieję, że choć w części ocaliliśmy je od zapomnienia.

Czy książka jest tylko atlasem do oglądania, czy jest także przewodnikiem i zaproszeniem do spacerowania po Grochowie?

– Przede wszystkim to subiektywna opowieść o architekturze – o 60. najciekawszych naszym zdaniem obiektach, które stanowią o charakterze naszej okolicy. Towarzyszą im grafiki, ilustracje, narysowane według najstarszych zdjęć, tak by oddać zamysł projektantów, bez późniejszych przeróbek. Plus eseistyczny wstęp o dziejach Grochowa od momentu przyłączenia do Warszawy w 1916 roku. W książce jest mapka z zaznaczonymi obiektami, która zachęca do samodzielnego zwiedzania. Ale zapraszamy także na autorskie spacery, które poprowadzimy. Informacje o nich zamieszczamy na Facebookowej grupie “GRO. Ilustrowany atlas architektury Grochowa”. Znajdują się tam także wpisy o obiektach, które nie znalazły się w książkowym atlasie. Musieliśmy dokonać wyboru, a ten był trudny. Okazało się, że Grochów kryje znacznie więcej architektonicznych ciekawostek niż sądziliśmy.

– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Oktawia Michałowska


Więcej o „Atlas GRO. Ilustrowany atlas architektury Grochowa” przeczytacie tu:

Atlas GRO. Ilustrowany atlas architektury Grochowa

/om/

Foto: archiwum Cezarego Polaka

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content