Cud jak byk
– Co pan taki zamyślony, panie Eustachy jak nie przymierzając „Myśliciel”… Faktycznie, pan Eustachy, kupiec bieliźniany z bazaru na pl. Szembeka wyglądał na głęboko zafrasowanego. Pisz, maluj – „Myśliciel”… – Taka rzeźba Auguste’a Rodina, słynnego francuskiego rzeźbiarza – dopowiedział Kazimierz, jakby odczytując niezadane przez Eustachego pytanie.
– Tak sobie myślę, panie Kaziu, jak to jest? Jedni wygrali choć przegrali, drudzy, którzy przegrali, to tak naprawdę wygrali. Ci jednak co wygrali, choć przegrali, z oddaniem władzy się nie spieszą, przez co ci przegrani, którzy mają rządzić, nie rządzą.
– Faktycznie. A mimo to się kręci…
– Mało tego, panie Kaziu. Przegrany (choć formalnie wygrany) premier proponuje przegranym (choć de facto wygranym), że stworzy rząd, który spełni ich wyborcze obietnice. To jakaś paranoja jest, nie sądzi pan?
– Co ta władza w sobie ma, że tak trudno się od niej oderwać?
– Mówią, że głównie pieniądze. Podstawową sumą, od której dziś zaczyna się poważne rozmowy to jest milion złotych.
– Gdzie te czasy panie Eustachy, kiedy jednostką rozliczeniową w codziennych stosunkach między obywatelami było pół litra?
– Pamiętam, pamiętam. Za flaszkę załatwiało się i cement, i węgiel. Flaszka otwierała wszystkie drzwi. Przy czym „flaszka” była walutą umowną, oczywiście. Zwykłe pół litra było jednostką rozliczeniową na podstawowym poziomie. W urzędzie mus było dać bułgarski koniaczek i bombonierkę, a im wyżej – to już różnie – Martell, Whisky, Napoleon – w zależności, do kogo się pukało i w jakiej sprawie.
– No i jakoś wszystko się kręciło, co nie?
– Kręciło się, ale każdy czuł, że jak to kiedyś pierdyknie…
– No i pierdykło, fakt!
– Powiem panu, że coś mi w środku mówi, że i tym razem tak będzie. Jak się ludzie zorientują, że oni do trzeciej w nocy stali w kolejkach, żeby zagłosować, a politycy jaja sobie z tego robią, to w końcu szlag ich trafi.
– Ojca mojej synowej już mało nie trafił. Przez premiera, ale wszystko dobrze się skończyło. Otóż staruszek od lat jest sparaliżowany i porusza się wyłącznie na wózku. Gdy jednak usłyszał pana Morawieckiego, który choć przegrał dyrdymolił, jak to on będzie cudnie rządził nadal, to wstał… A gdy nieodchodzący premier zaczął się wpraszać na rozmowę do nowego Marszałka Sejmu, to dziadek napędzony jakąś nieludzką siłą podszedł do telewizora i go wyłączył.
– Ja cię kręcę! Cud, panie Kaziu? Cud jak byk!
Szaser
Co tam panie na Pradze
Warszawski Lokalny Portal Informacyjny Mieszkaniec