Cudzoziemka zagubiona na Pradze-Południe
Kto wie, jak smutno skończyłaby się ta historia, gdyby nie strażnicy miejscy.
Pracownicy ochrony szpitala przy ulicy Grenadierów 26 stycznia zauważyli ze swoich okien kobietę, która zachowywała się w nieco dziwny sposób. Zapytali, czy potrzebuje pomocy, ale nie zrozumieli odpowiedzi, bo pani okazała się cudzoziemką. Zorientowali się tylko, że nie potrzebuje ona pomocy medycznej. Wezwali strażników miejskich. Ci ustalili, że ich rozmówczyni jest Czeszką. Oczywiście funkcjonariusze też jej nie rozumieli. Języka czeskiego mało kto w Polsce się uczy, a wcale nie jest on taki podobny do polskiego. Jednak po to mamy wszyscy telefony komórkowe i przydatne aplikacje, żeby z nich korzystać właśnie w takich sytuacjach. Strażnicy wpadli na świetny pomysł i skorzystali z elektronicznego translatora. W ten sposób wszyscy się dogadali.
Okazało się, że 59-latka zgubiła się na Pradze-Południe. Pewnie łatwiej niż na Pradze byłoby się jej zgubić w Pradze czeskiej. Bez znajomości języka nie potrafiła ani odczytać map, ani zapytać o drogę na dworzec.
Strażnicy skontaktowali się z ambasadą Republiki Czech. Pracownik ambasady ustalił, że kobieta przyjechała do nas z miasta Náchod i zgubiła się na Pradze-Południe. Funkcjonariusze byli tak mili, że sprawdzili, którym pociągiem z Dworca Zachodniego kobieta może wrócić do domu. Tam więc ją odwieźli. Jednak nie koniec na tym. Gdy podeszli do kasy, by pomóc kupić jej bilet, okazało się, że Czeszka ma za mało pieniędzy. Strażnicy dołożyli więc ze swoich i dorzucili butelkę wody na drogę.
Tymi gestami okazali wielkie serce. Jesteśmy wzruszeni ich piękną postawą i z przyjemnością piszemy o takich pozytywach. Was, drodzy Czytelnicy prosimy o lajkowanie i udostępnianie tego tekstu. Może ta piękna historia poprawi dziś komuś humor?
Barbara Wiśniowska
fot: archiwum Straży Miejskiej m.st. Warszawy