Drzewa płaczą

– Ja widzę, że jak ja przychodzę w środku tygodnia, to pan wiecznie markotny jesteś. Za to jak przychodzę w piątek, a już zwłaszcza w sobotę – to aż tryska pan energią, panie Eustachy… – Kazimierz Główka nie tracił czasu na wstępne powitania. Znali się jak łyse konie – on, emeryt i Eustachy Mordziak, kupiec bieliźniany z bazaru Szembeka.

– Pan się dziwi? Rytm życia każdego kupca – jak wierzch z podszewką – zszyty jest z tzw. „ruchem”. Jak jest ruch w interesie, to każden jeden pracuje na najwyższych obrotach i zmęczenia nie czuje. Za to jak pies z kulawą nogą koło towaru się nie kręci, to z czego tu być zadowolonym?

– A dziś się kręci?

– Niby tak, choć bywało lepiej. A, że markotny człowiek – jakoś tak ogólnie do śmiechu nie jest.

– A to z powodu? Piszą, że gospodarka się rozkręca, że z kolan wstajemy…

– Ja wiem, pan się podśmiewa, ale prostym ludziom faktycznie się poprawiło. Ale jak już pan o politykę zatrąca, to co innego mnie wkurza, powiem panu.

– Co mianowicie?

– No te drzewa. Co oni z nimi robią?!

– Faktycznie, panie Eustachy – człowiek wszystkiego się spodziewał, ale że przyroda na śmierć zostanie skazana, to nie! Powiem panu, że jak zobaczyłem w telewizji ten las nad morzem w Łebie położony pokotem, to spać nie mogłem. Co za barbarzyństwo…

– No. Niech pan sobie wyobrazi, że wycięli nam Olszynkę Grochowską. Tak – od kanałku za torami na Otwock do ulicy Szerokiej. Albo nasz park Szypowskiego – między Osowską, Kwatery Głównej i Grochowską.

– I kary na takich nie ma.

– Kary nie ma, bo na prawie są.

– Wie pan co – to takie nasze jest, polskie. Z jednej strony doskonały pomysł „500 plus”, a z drugiej taka durnota. Niby chcieli dobrze, bo faktycznie – jak ktoś miał drzewo na swojej działce, to wyciąć go bez urzędowej zgody nie mógł. To zrobili tak, żeby żadna zgoda potrzebna nie była. Twoje – rób, co chcesz. Tylko wyobraźni już im nie starczyło, że działka działce nierówna. Jeden ma ogródek, a drugi hektary. To „działka” i to „działka”.

– A pieniądz ma wielką siłę, panie Kaziu. My tu na bazarze za parę groszy stoimy świątek, piątek, a co dopiero mówić o takim, który ma las. Bo, co mu po lesie – pieniądze z tego są po latach. Ale jak się las zamieni w trociny, a puste po nim pole obsieje trawą, to dopłaty z Unii są od ręki. A jeszcze lepiej, jak się jaki deweloper trafi. Ot, i cała filozofia.

– A przyroda, dobro wspólne?

– Kogo to dziś obchodzi?

– Powiem panu, że przez taką głupotę rząd sam sobie krzywdę robi. No, ale polityka to trudna sztuka – trzeba widzieć dalej, przewidywać, planować i konsekwentnie realizować…

– Jak w tym dowcipie o Rabinowiczu.

– O jakim znowu Rabinowiczu?

– Pewnego dnia woła Rabinowicz do swojej córki: mam dla ciebie męża!

– Jakiego męża, ja kocham Julka, szewca!

– Ty ze mną nie dyskutuj, twoim mężem będzie książę Radziwiłł, to bogaty Pan, a nie jakiś szewc!

Kłócili się ze dwie godziny, w końcu córka z płaczem woła „No, już trudno – niech będzie ten Radziwiłł!”…

To połowa sukcesu, cieszy się ojciec. Teraz muszę jeszcze przekonać Radziwiłła.

Szaser

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content