Dwadzieścia lat w Wesołej
„Mieszkaniec” rozmawia z Krystyną Prońko, wokalistką, mieszkanką Starej Miłosny.
Od jak dawna jest Pani mieszkanką Wesołej?
W Wesołej, a konkretnie – w Starej Miłośnie mieszkam od 2003 roku.
W takim razie obchodzi Pani właśnie swój „dzielnicowy” jubileusz. Jak Pani się tutaj żyje?
To, co teraz powiem zabrzmi może nieco naiwnie, ale dużo lepiej mi się mieszkało, kiedy zabudowa nie była tu aż tak gęsta. Rzeczą, która mi bardzo dokuczała był ruch na drodze, a właściwie na wiejskiej ścieżce, którą auta robiły sobie skrót z trasy na Lublin do Traktu Brzeskiego. Było sporo różnych pomysłów na poprowadzenie tego ruchu, jedne lepsze, inne gorsze. W końcu jest to droga lokalna, ale nie stała się z tego powodu mniej ruchliwa. Gdy składaliśmy petycję dotyczącą drogi dostaliśmy odpowiedź, którą mam na piśmie, że to będzie ślepa droga. Ale wcale nie jest ślepa, więc po prostu wprowadzono nas w błąd. Do tego przebudowując ją zniszczono mi płot, a nowy musiałam sobie postawić na swój koszt. Okazało się, że mieszkam w dole, bo powierzchnię drogi podniesiono. Rozumiem, że to jest Warszawa, że miasto musi się rozbudowywać, ale to nie jest powód, by okłamywać mieszkańców.
Mając stabilną pracę w Sanepidzie odeszła z niej Pani z dnia na dzień, by poświęcić się muzyce. Co by Pani powiedziała młodym ludziom, którzy chcą porzucić stałą posadę dla sztuki? Oraz ich rodzicom, którzy przeważnie nie pochwalają takich wyborów swoich dzieci?
Nie ma czegoś takiego jak stabilna praca. Każdą można stracić. Podejmując decyzję, o której pan mówi, byłam dorosłym człowiekiem. Na pewno nikomu nie odradzałabym, żeby szedł za swoimi marzeniami nawet, jeśli wiąże się to z ryzykiem. Rodzicom może nie powinnam nic doradzać, bo nie mam dzieci, ale obserwując życie dochodzę do wniosku, że nie jest dobrze, gdy rodzice za bardzo chronią swoje dorosłe dzieci i ingerują w ich pomysły. W pewnym momencie jedyne, co można powiedzieć, to „rób co chcesz, to twój wybór, idź swoją drogą, ponosisz odpowiedzialność za swoje życie”.
W jednym z Pani największych przebojów, „Jesteś lekiem na całe zło” z tekstem Bogdana Olewicza padają słowa: „Mówisz, że nikogo się nie boisz, że jak przyjdą do nas, to ich zjesz”. W jaki sposób te słowa przeszły przez cenzurę, bo w czasach PRL-u było raczej jasne, kim są „oni”, którzy mogą do kogoś przyjść…?
Przypuszczam, że gdyby były tam słowa „po nas”, a nie „do nas”, to by już nie przeszły. Tu cenzura nie ingerowała, natomiast kilka innych tekstów zatrzymywała, ale i tak je śpiewałam. „Psalm stojących w kolejce” z oratorium Ernesta Brylla „Kolęda-nocka” z 1980 roku uczynił Panią jedną z ikon walki z peerelowską władzą.
Rzeczywiście to przedstawienie odegrało swoją rolę, do dziś spotykam ludzi, którzy „Kolędę-nockę” widzieli i wspominają ją jako ważne przeżycie. Graliśmy w Teatrze Muzycznym w Gdyni, którego dyrektorem był Andrzej Cybulski, twórca pierwszych studenckich kabaretów w Gdańsku. Spektakl zaistniał dzięki niemu, bo inni się podobno bali.
A jakie doświadczenia dało Pani bycie przez jedną kadencję radną miasta Warszawy?
Takie, jak panu powiedziałam na początku. Było to ciągłe wykłócanie się o sprawy ważne dla mnie i dla innych mieszkańców. Dziś zresztą, gdy jestem już poza radą miasta, kiedy coś mnie denerwuje, to reaguję i działam. Problem polegał na tym, że będąc radną nie zrezygnowałam z muzyki, bo to jest mój zawód, który wiąże się z bardzo nieregularnym trybem pracy. Po zakończeniu kadencji miałam propozycję kandydowania do sejmu i zdecydowanie odmówiłam.
Jakie są Pani artystyczne plany na najbliższy czas? Czy szykuje się nowa płyta?
Rozmawiamy w roku, w którym występowałam w Gliwicach podczas dużej imprezy „Zrozumieć Śląsk”, organizowanej przez całe grono młodych artystów, w tym L.U.C.-a, czyli rapera Łukasza Rostkowskiego, który zaprosił mnie do współpracy przy kilku swoich projektach. Cały czas występuję z recitalami, gram ich sporo. Byłam na Festiwalu w Opolu, w lipcu koncertowałam w moim rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim z okazji urodzin miasta. Ostatnia moja płyta wyszła w 2020 roku, a teraz przygotowuję płytę świąteczną. Mam swoje profile na Instagramie, na Facebooku i na YouTube, mam swoją stronę www. Zapraszam, by tam zaglądać i sprawdzać, co się u mnie na bieżąco dzieje.
Mówimy o płycie świątecznej, wspominaliśmy „Kolędę-nockę”… Porozmawiajmy na koniec po prostu o kolędach. To jedynie pieśni kościelne, które tak mocno wyszły poza świątynie i weszły do repertuaru „świeckich” wykonawców. Co w nich jest, że tak bardzo poruszają nasze serca?
Mnie osobiście poruszają piękne melodie kolęd. Mają wyjątkowy nastrój. Kolędy są pogodne, nastrajają pozytywnie, większość jest w tonacjach durowych, wesołych. W moim repertuarze kolędowym tylko jedna kolęda jest w tonacji molowej. Generalnie kolędy niosą pozytywną energię i pozytywne wibracje.
Rozmawiał:
Rafał Dajbor
Foto otwierające: Natalia Oudin
Foto zamykające: Adam Tuchliński
gazeta Mieszkaniec, Warszawski Lokalny Portal Informacyjny Mieszkaniec, warszawskie informacje