Historia przyłączenia do Warszawy dawnych jej przedmieść cz. 1

001-Targowa

Praga – ul.Targowa. Karta pocztowa ze zbiorów T. W. Świątka (ok. 1915).

Z perspektywy historii – zdarzeń odległych, często tragicznych, przyłączenie w 1916 r. do Warszawy dawnych przedmieść stało się zbawienne dla miasta, które dzięki temu mogło się swobodnie rozwijać zyskawszy potężne, niezurbanizowane tereny pod zabudowę zarówno mieszkalną jak i przemysłową. Cofnijmy się do 28 czerwca 1914 r., do pamiętnego zamachu w dalekim Sarajewie na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda von Habsburga i jego małżonkę – Zofię, w wyniku którego oboje zginęli. Od stolicy to wprawdzie daleko, pozostawała jeszcze pod zaborem rosyjskim i nic nie wskazywało, że ten stan się zmieni. Niespodziewanie ów zamach stał się zarzewiem pierwszej wojny światowej, którą długo jeszcze nazywano „wielką wojną”, bo nikt nie przewidywał, że dwadzieścia lat później wybuchnie kolejna jeszcze bardziej okrutna.               

Jednak już 31 lipca 1914 r. nie tylko w Warszawie, ale w całym cesarstwie rosyjskim, zostały rozlepione obwieszczenia o powszechnej mobilizacji, a dopiero w dzień po oficjalnym wypowiedzeniu wojny mieszkańcy Warszawy dowiedzieli się o dacie faktycznego jej wybuchu – 1 sierpnia 1914 r. To była wojna nie nasza, bo od końca XVIII wieku żyliśmy pod zaborem rosyjskim. Na nic więc się zdało wezwanie do zachowania spokoju skierowane do Polaków 3 sierpnia przez gubernatora wojennego miasta – gen. Żylińskiego. Widmo utraty bliskich: ojców i synów, dotykało nie tylko rodziny zawodowych żołnierzy, ale rezerwistów i poborowych, którzy musieli udać się na front i walczyć, nie o własną ojczyznę, ale kraj wroga. To była tragedia, czasem rozstrzygnięta szczęśliwie, bo ci wcieleni do armii, w wyniku dezercji z niej, docierali do tworzonych pod zaborem austrowęgierskim Legionów Polskich. Był to jednak łut szczęścia. We wszystkich polskich kościołach księża zaczęli odprawianie nabożeństw błagalnych z odśpiewaniem pieśni „Odwróć, Panie!”.               

Szczęśliwie dla Warszawy ta prawdziwa wojna toczyła się od niej dostatecznie daleko. Jeszcze 21 sierpnia 1914 r. przy doskonałej słonecznej pogodzie warszawiacy oglądali zaćmienie słońca, a w końcu sierpnia tego roku magistrat Warszawy w gmachu Korpusu Kadetów otworzył lazaret miejski (czyli szpital) na 1500 łóżek, i to był dopiero znak, że idzie wojna! Ustał ruch parostatków na Wiśle, a od października mieszkańcy, co jakiś czas obserwowali łuny pożarów wybuchających na zmianę, to za rogatkami Belwederskimi to za Grochowskimi. Niesłynący z dobrej organizacji Rosjanie, zaczęli ogłaszać restrykcyjne odezwy do ludności, a to o obowiązku zdania broni myśliwskiej; to o ograniczeniu poruszania się po mieście; o zakazie wyjazdów za granicę i wysyłki towarów; o konieczności oszczędzania opału, ale również transferu pieniędzy; zakazie zebrań i cenzurze korespondencji.               

Dnia 7 listopada 1914 r. rosyjski generał-gubernator dokonał zamachu na centralę telefonów CEDERGRENA w Warszawie, zapomniawszy widocznie, że jest ona własnością Szwedów. Spotkało się to natychmiast z protestem Torstena Vingqvista, dyrektora, a zarazem konsula honorowego Królestwa Szwecji przy generalnym gubernatorstwie, który podjął interwencję u rządu szwedzkiego. Po niecałym miesiącu połączenia zostały przywrócone i mogli z nich korzystać obywatele polscy – mieszkańcy Warszawy.               

11 listopada tego roku bawiący w Warszawie Fiodor Szalapin dał koncert w filharmonii m.in. dla przebywającej w mieście delegacji Centralnego Komitetu Zbierania Ofiar na Rzecz Ludności Królestwa Polskiego.              

Mnożące się klęski na froncie rosyjskim sprawiły, że zupełnie realna stała się perspektywa ustąpienia Rosjan z Warszawy z powodu zbliżającej się do niej cesarskiej armii Niemiec. Rosjanie stali się bardziej ulegli wobec Polaków zgodziwszy się m.in. na powstanie Komitetu Obywatelskiego, który następnie dał początek Straży Obywatelskiej, będącej niczym innym jak policją porządkową. To parcie do zorganizowania się stało się krokiem w kierunku rychłego już przejęcia pieczy nad miastem, ale także organizacji służb samorządowych, a w przyszłości władz rządowych odradzającej się Rzeczypospolitej przed ostatecznym wyborem pierwszego rządu wolnej i niepodległej Polski.               

Od pierwszych dni sierpnia 1915 r. za przyzwoleniem władz rosyjskich w ratuszu rezydował komendant Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” – mecenas Stanisław Popowski, który o ironio zasiadł za biurkiem, w którego szufladzie spoczywał nakaz jego aresztowania. Kiedy 4 sierpnia 1915 r. Rosjanie ostatecznie po 123 latach nieprzerwanej okupacji opuścili Warszawę – właśnie on o godz. 4 w nocy, jako jedyny Polak, otrzymał wiadomość telefoniczną od gen. Meyera, byłego gubernatora rosyjskiego, o planowanym wysadzeniu wszystkich trzech istniejących w ówczesnej Warszawie mostów: Kierbedzia, Poniatowskiego i kolejowego przy Cytadeli. Łączność z Pragą została na razie zerwana, poza telefoniczną.              

Wcześniej ok. godz. 2 w nocy z 4 na 5 sierpnia w Cytadeli warszawskiej opuszczono flagę rosyjską, a jej dowódca – gen. Turbin – udał się ze sztabem samochodami do Siedlec. W ślad za kawalkadą samochodów wojskowych przez mosty przejechało jeszcze kilkanaście ciężarówek z żołnierzami i sanitariuszkami oraz kilkadziesiąt powozów i wozów konnych wypełnionych po brzegi ludźmi i bagażami. To byli ostatni Rosjanie, nie licząc maruderów, którzy nazajutrz dostali się do niewoli. Wcześniej wywieziono wszelkie zagrabione dobra, tony metali kolorowych, wyrobów, maszyn i wyposażenia licznych fabryk zakwalifikowanych do ewakuacji, których personel, zarówno techniczny jak i pomocniczy, otrzymał karty mobilizacyjne, zupełnie jak powołani pod broń wojskowi. Sama gubernatorowa Hurko, nie płacąc ani rubla za kilkanaście futer i setkę kreacji okradła słynny warszawski Dom Mody Bogusława Herse (na pl. Zielonym ob. pl. Dąbrowskiego), który później przez całe dwudziestolecie spłacał długi będące efektem tej grabieży              

O godz. 4 nad ranem miastem wstrząsnęły, jedna po drugiej, trzy detonacje wylatujących w powietrze mostów. W tym czasie w ratuszu na pl. Teatralnym trwały obrady Centralnego Komitetu Obywatelskiego, któremu przewodniczył Zdzisław ks. Lubomirski, człowiek nieskazitelny, wielki patriota i społecznik na niespotykaną skalę. Wszystko zostało uzgodnione, jak w szwajcarskim zegarku. Wszystko miało też swoje zapisy – do tego wypada dodać, iż ci ludzie dobrani nie z żadnego klucza partyjnego, ale po prostu pod względem zawodowym i społecznym, pracowali absolutnie bez zapłaty dla dobra z wolna odradzającej się ojczyzny, której terminu wyzwolenia ciągle jeszcze nie znali i nie mogli nawet wyznaczyć.               

005-kartki na produkty spożywcze

Kartki na produkty spożywcze. Zbiory T.W. Świątka (1916/17).

Punktualnie o godz. 7 rano dnia 5 sierpnia 1915 r. do miasta wkroczyli pierwsi Niemcy. Dosłownie pierwszym oficerem, którego zobaczyła warszawska ulica był Hans Liebler, jak podała następnego dnia stołeczna prasa. Miasto, jakby się wydawać mogło, wcale nie było bezbronne. Po ulicach krążyły patrole Straży Obywatelskiej pełniące rolę policji, nawet uzbrojone własnym sumptem. Trzeba przyznać, że panował spokój niezakłócony nawet nieodpowiedzialnymi wybrykami warszawskich lumpów. Ta subordynacja była wynikiem pierwiastkowej pracy tysięcy agitatorów, pracujących na rzecz Komitetu Obywatelskiego, który stał się ciałem łączącym w sobie wszystkie możliwe funkcje, zarówno samorządowe, miejskie, ale i państwowe (rządowe), jakby z wyprzedzeniem do dalszych wypadków. Tutaj „lud” był kierowany przez światłych obywateli, mających autorytet w szerokich kręgach społecznych, którzy nie kierowali się egoizmem, partykularyzmem, niechęcią, czy nienawiścią do ludzi innych wyznań czy ras. Stąd można śmiało rzec, że spectrum tego gremium obejmowało wszystkie warstwy społeczne i wszystkie nacje zamieszkujące ówczesną Warszawę, która mogła i musiała wtedy uosabiać ciągle jeszcze nieistniejące całe państwo. W tym tkwi pierwiastek sukcesu, którym była II RP odrodzona jak Feniks z popiołów.

Niemcy oficjalnie uznali ukonstytuowany społecznie zarząd miasta i na stanowisko prezydenta nominowały Zdzisława ks. Lubomirskiego, a jego zastępcą z ich nominacji został inż. Piotr Drzewiecki, właściciel potężnej firmy budowlanej, produkującej m.in. urządzenia sanitarne i kaloryfery. Prezesem Rady Miejskiej był dr Józef Brudziński, a w skład Rady wchodzili znani przemysłowcy, ale i przedstawiciele nauki oraz świata artystycznego desygnowani do zajmowania się zagadnieniami zgodnymi z ich przygotowaniem zawodowym. Okupanci weszli we władanie wszystkich gmachów publicznych wcześniej zajmowanych przez Rosjan. Starali się utrzymać porządek nie tylko w sensie spokoju, ale ładu i czystości. Niemal natychmiast przywrócili komunikację w mieście i zajęli się budową mostów do połączenia z Pragą. Jako pierwszy stanął most pontonowy, a w parę dni później, drugi, wsparty na drewnianych palach. Oba zakotwiczone na wysokości Agrykoli, służyły wyłącznie wojsku. Trzeci, również drewniany, oparty na palach wbitych w dno Wisły, powstał obok zniszczonego mostu Kierbedzia i już 22 września 1915 r. udostępniony został mieszkańcom. Występował pod nazwą „Most Jenerała von Beselera”.               

Polski zarząd miasta zobligowany został przez niemieckie władze okupacyjne do sukcesywnego ogłaszania rozporządzeń kierowanych do ludności w dwóch językach: polskim i niemieckim, mimo iż polski pozostał językiem obowiązującym. Niemieccy urzędnicy z kolei zadbali o fundusze na prowadzenie wszelkiej działalności, a nawet na inwestycje wojenne, takie jak rozbudowa i naprawy linii kolejowych. Przykładowo w 1916 r. żołnierze niemieccy z pomocą jeńców rosyjskich ułożyli tory na odgałęzieniu linii kolejki Grójeckiej łączącej Warszawę z Górą Kalwarią i Grójcem, w kierunku Nowego Miasta.               

Niemcy zaskakiwali organizacją. Po objęciu nadzoru nad pocztą wypuścili około 100 wzorów kart pocztowych z widokami Warszawy, w tym w znacznej części kolorowych. Nakazali oczyszczenie miasta z symboli rosyjskiego panowania: godeł, szyldów i napisów w języku rosyjskim.               

Równocześnie specjalne grupy oficerów i żołnierzy odwiedziły wszystkie, bez wyjątku, zakłady przemysłowe po obu stronach Wisły i nakazywały pod groźbą sankcji – po areszt i rozstrzelanie, oddanie wszelkich stopów metali kolorowych. Wiele fabryk rekwizycje surowca, już drugie w tym roku (pierwsze ze strony Rosjan), postawiły przed widmem bankructwa – konieczności zwolnienia pracowników. Toteż tym usilniej przemysłowcy starali się zabiegać za pośrednictwem zarządu miejskiego o złagodzenie restrykcji i o fundusze na podtrzymanie działalności. Sprawne władze Warszawy starały się różnymi sposobami wpływać na okupantów, by swymi działaniami nie doprowadzali do likwidacji szacownych zakładów będących chlubą miasta.               

Pogłębiająca się trudna sytuacja z aprowizacją spowodowała wprowadzenie w 1916 r. bezwzględnej reglamentacji wszelkich produktów pierwszej potrzeby, zarówno spożywczych, jak i opałowych. Sprzedaż ich bez kartek była odtąd zakazana, toteż przed punktami przydziału owych kartek, ale i sprzedaży podlegających reglamentacji towarów, gromadzić się zaczęły potężne kolejki. Dochodziło w nich nawet do konfliktów, a nawet bijatyk.               

Nie można zapominać, że była wojna i co jakiś czas nad Warszawą pojawiały się aeroplany rosyjskie i zrzucały na miasto pojedyncze bomby. Szczęśliwie zasięg ich rażenia nie był duży, więc jeśli bywali zabici, to były to pojedyncze osoby, rannych natomiast liczyło się do dwudziestu osób. Niestety tych rannych bywało najwięcej po stronie gapiów, nie zaś bezpośrednio dotkniętych wybuchem pocisku, czy walących się murów. Wojenne uszkodzenia dotykały szczególnie domy stojące frontem do Wisły, które kaleczyły wystrzelane od strony praskiej pociski rosyjskie. Do wielu nawet niegdyś zamożnych domów zaczął zaglądać głód. W zastraszającym tempie drożały wszelkie artykuły żywnościowe. Miasto tonęło w ciemnościach, bo nie tylko do domów nie płynął prąd, ale brakło też nafty do lamp i świec. Toteż życie zamierało z zapadnięciem zmroku.               

Postępowanie okupanta niemieckiego nie było jednoznaczne, o czym będzie jeszcze mowa w dalszej części. Ta pierwsza wojna, z pewnością łagodniejsza i nieporównywalna do drugiej, niosła ze sobą jednocześnie momenty tragiczne i podniosłe. Warto przytoczyć kilka dat wybranych wydarzeń, napawających wtedy Polaków optymizmem, pomagającym znieść niedogodności dnia codziennego, a oto one:

  • 8 kwietnia 1916 przyłączenie do Warszawy przedmieść po obu stronach Wisły,
  • 5 listopada 1916 – proklamacja Królestwa Polskiego przez dwóch cesarzy,
  • 16 listopada 1916 – otwarcie Uniwersytetu i Politechniki w Warszawie (z jęz. pol,)
  • 12 grudnia 1916 – przybycie do Warszawy brygadiera Józefa Piłsudskiego,
  • 27 października 1917 intromisja Rady Regencyjnej,
  • 7 października 1918samorozwiązanie Rady Regencyjnej,
  • 10 listopada 1918 – powrót z Magdeburga do Warszawy kom. Józefa Piłsudskiego.               

I choć 11 listopada 1918 r. wojna się ostatecznie skończyła i mogła już zaistnieć niepodległa Polska, to musiała ona jeszcze zawalczyć o utrwalenie granic, których układające się strony nie były skłonne nam zapewnić.

Tadeusz Władysław Świątek

 

 

 

error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content