W życiu i w serialu
Powoli mija pora roku sprzyjająca raczej nie spacerom, ale miłemu spędzaniu czasu w domu. Na przykład przed telewizorem, który proponuje ciekawostki, filmy, seriale, a wśród nich „Na dobre i na złe” czy „Szpital”. Oba powtarzane wielokrotnie i cieszące się wielką popularnością.
Ostatnio miałam okazję skonfrontować tę ciekawą fikcję filmową z rzeczywistością. Obserwacje dość mocno mnie zaskoczyły.
Choć „Na dobre i na złe” opowiada o „idealnym” szpitalu w Leśnej Górze, skupiając się prawie wyłącznie na losach i problemach lekarzy, pokazując ich pracę oraz problemy pacjentów, to fikcja nie odbiega tak bardzo od rzeczywistości w szpitalu, w którym się znalazłam. Tu, oczywiście, mam mniej okazji do obserwacji lekarzy i ich pracy. Ale za to uczestniczę w funkcjonowaniu szpitala. Jako pacjentka unieruchomiona jestem całkowicie, zdana na opiekę personelu medycznego. Leśna Góra mogłaby się od nich wiele nauczyć, podobnie jak personel z serialu „Szpital”.
Dzieje się tu wiele dramatycznych rzeczy. Jest mnóstwo sytuacji skrajnie trudnych, praca ciężka, często przykra, lecz w żadnym miejscu od SORu, przez izbę przyjęć, po salę obserwacji i oddział na szczęście nie było filmowej, gwałtownej bieganiny, pokrzykiwania, zamieszania, wtargnięcia obcych osób i ich awantur, które dają wiele emocji na ekranie telewizyjnym, lecz tu byłyby czymś nie do wytrzymania.
W szpitalu przy Szaserów poznałam tylko neurologię i neurochirurgię. Pracują tu świetni, kompetentni ludzie; zdecydowana większość to kobiety. Czasem zamienią ze sobą słowo na prywatne tematy, niekiedy trudne, ale nie przenosi się to w żaden sposób na pacjentów. Nawet, kiedy jest nawał pracy, bo większość chorych nie wstaje z łóżek (a łóżka są także na korytarzu), każdego otaczają opieką i staraniem. Nie chodzi tu o „cackanie się”, tylko o szybką, profesjonalną pomoc.
Pacjenci są różni, wszystko to nagłe przypadki przywiezione do szpitala, zdarzają się tu osoby, które w jednej chwili utraciły umiejętność mówienia i komunikowania się, ofiary wypadków, zdarzają się także pacjenci z promilami, odbierani przez straż miejską. Mimo to, tu do żadnego pacjenta nie zwracają się poufale i „per ty”. Godność i poszanowanie są na pierwszym miejscu.
W przeciwieństwie do oddziałów serialowych, miło jest rozpoczynać dzień, gdy panie pielęgniarki pogodnie ze sobą rozmawiają, śmieją się, a nawet podśpiewują.
To oznacza, że choć scenarzystom nie brak wyobraźni, taki pobyt jak mój, mógłby ich wiele nauczyć.