Byle do wiosny!
Byle do wiosny – ten okrzyk słychać w lutym częściej, zwłaszcza po tegorocznej zimie, mroźnej, śnieżnej, rzec by można – staroświeckiej.
Bo ciemno (chociaż coraz jaśniej), bo zimno (chociaż coraz cieplej), bo ponuro (chociaż coraz więcej słońca). Bo chciałoby się zrzucić grube ubrania, szaliki, czapki. No i żeby drzewa się zieleniły, ptaszki śpiewały, kwiaty kwitły.
Ciekawe, że gdy wiosna wreszcie nadejdzie i pomieszka trochę z nami, niejeden ma dość wiosennych burz, nowalijek ze szklarni i wzdycha: byle do lata! Do soczystych owoców z naszych, polskich sadów, a nie z Hiszpanii czy Ekwadoru. Wiosną u nas trudno wylegiwać się cały dzień na plaży, a „wszyscy nasi podopieczni” jeszcze nie wyjechali na wakacje: oj, tęsknimy do odrobiny dorosłego luzu, jaką daje dom chwilowo bez dzieci, bez ich okrzyków, bieganiny, dyskusji przy pilocie od tv. Bez wożenia pociech a to na basen, a to na angielski, muzykę albo judo. Oj, tęsknimy, tęsknimy.
Wreszcie – lato nadchodzi! Jest świetnie, lecz niebawem mamy dość upałów, martwienia się o dzieci na wyjeździe lub „użerania” z nimi, gdy wspólnie spędzamy urlop (to nie zawsze prawdziwy wypoczynek). Dość planowanego od dawna, a wcale nie tak prostego remontu domu. Dość komarów i burz. Niech to się wreszcie skończy! Byle do jesieni, do spokojnego robienia przetworów, do wypraw z przyjaciółmi na grzyby, do zagranicznych okazji wyjazdowych „last minute”.
No i mamy jesień, najpierw tę piękną, co to „nazłociło się liści, że koszami wynosić”, jak pisał Tuwim. Jesień z sadami pachnącymi gruszką, śliwką, jabłkami rozmaitymi, tymi na już i tymi na zimę. Tam orzechy włoskie i laskowe, pęki romantycznych wrzosów, barwne astry. Dalej las pachnący mocno grzybami, jeszcze w porannej mgle, a pełen okrzyków grzybiarzy, wracających potem z prawdziwkami, podgrzybkami, a i rydzyk trafi się czasem… Jesień! Placek ze śliwkami, soki, powidła. Lecz potem nastaje plucha, błoto, mrok… Żeby wreszcie ta zima, troszkę mrozu, biały, skrzący śnieg…
Właśnie w taki, z pozoru niewinny sposób, wielu z nas zdarza się przeżyć całe życie.
Przeżyć?! O, nie, raczej – zamiast żyć pełznąć, próbując zabijać czas, „byle do wiosny”!
Pod rozwagę – warto sięgnąć po wiersz Krzysztofa C. Buszmana „Zabijanie czasu”.
„Potrafimy czas zabijać wręcz nieprzyzwoicie, jakby można było później kupić nowe życie”.
Ale jest odwrotnie: przecież to Czas zabija nas…
Nie warto mu na to pozwalać. Jak mówi mądre porzekadło: nie psuj tego, co obecne tęskniąc za tym, czego nie masz.