Pod rozwagę
Po tradycyjnych świętach wielkanocnych i długiej majówce (te grille!!!) mało kto ma siłę i ochotę rozmawiać o jedzeniu. A jednak bez niego ani rusz.
W jednym z warszawskich szpitali przebywająca tu od kilku tygodni pani Agnieszka kolejny obiad podsumowała tak: „Była zupa, drugie danie i kompot. Z tego wszystkiego najsmaczniejsze były lekarstwa”. Na szczęście menu domowe bywa o wiele lepsze od szpitalnego, lecz tu i tam marnuje się mnóstwo jedzenia. W szpitalu każdy dostaje swoją porcję, bez względu na apetyt i upodobania. Dlatego często talerze wracają do kuchni pełne lub prawie pełne.
W domu, jeśli chcemy, możemy mieć bardzo konkretny wpływ na zawartość naszej lodówki. Czasem zakupy robimy nierozważnie, spontanicznie. Jest promocja: nieoczekiwanie wracamy do domu z czterema słoikami gołąbków w pomidorach, bo były tanie i do dwóch kupionych dodawali dwa „za darmo”. Nie szkodzi, że nikt w domu nie jada gołąbków, ale takiej okazji nie można było przepuścić!
W każdym domu co jakiś czas wyrzuca się przeterminowane bądź nieświeże jedzenie. Kto policzył, ile na tym tygodniowo (czy miesięcznie) traci pieniędzy? Ile w skali roku? Na co mógłby je wydać, gdyby gospodarował rozważniej?
Jest też druga strona medalu: dzielenie się z innymi. W sąsiednim kraju, jeśli nie zjesz do końca porcji lub kanapki, którą kupiłeś, zostawiasz je na brzegu pojemnika na odpadki. Nigdy nie czeka na głodnego dłużej niż kilka minut. U nas wyrzuca się ją do śmieci.
W innym kraju sąsiednim (w niektórych polskich miastach również) stoją na ulicach specjalne przeszklone, chłodzone szafy, do których wkłada się niepotrzebne jedzenie. Nie chodzi tu o niedogryzioną kanapkę, ale o resztę pieczeni czy zupy z obiadu, wędliny, które zostały po wizycie gości, ale także chleb, masło i wszelkie niezepsute produkty spożywcze. Do takiej szafy może je włożyć każdy. Każdy też może je stamtąd wyjąć, jeśli tego potrzebuje. To trochę tak, jak z wieszakami na ciepłe ubrania, które stały w kilku miejscach Warszawy: jedni zostawiali tam zbędne płaszcze i kurtki, inni z wdzięcznością z nich korzystali. Że kilku nieuczciwych wzięło na handel? Cóż, ludzie są tylko ludźmi, większość ubrań trafiła tam, gdzie powinna. Bez wielkiego szumu, bez lansowania kogokolwiek czy czegokolwiek. Po prostu: człowiek dla człowieka.
Rozważne gospodarowanie własną żywnością, nawet przez każdego z nas, nie zlikwiduje problemu przeraźliwego głodu w tak zwanym „trzecim świecie”. Jednak, z pewnością, może nakarmić głodnego lub sprawić, że nasz portfel będzie pełniejszy.
Pod rozwagę…