Latte, espresso czy mokka?
Zastanawiam się, jak wyglądałyby nasze miasta, gdyby nie kawa.
To ona zachęciła do otwierania specjalnych lokali, nie bez powodu zwanych kawiarniami, gdzie pijąc właśnie kawę można było spokojnie, z dala od codzienności, delektować się tym aromatycznym, a przez wiele, wiele lat wielce egzotycznym w europejskiej rzeczywistości napojem. Kawiarnie od wielu lat odgrywają ważną rolę w kulturze i tradycji państw Europy.
Miasta bez kawiarni i kawiarenek? Dzień bez kawy? Trudno mi to sobie wyobrazić. Wielu z Was pewnie też.
Rzecz cała wzięła się od zwycięstwa Jana III nad armią Kara Mustafy pod Wiedniem, a także od pomysłowości i odwagi Jerzego Franciszka Kulczyckiego, dyplomaty i kupca. Otrzymawszy w darze za swe zasługi wory z dziwnym, choć miło pachnącym ziarnem, które już dobrze znał, pośrednicząc jako tłumacz w rozmowach polsko-tureckich (w Stambule pierwsza kawiarnia powstała w 1457 roku), postanowił zaryzykować i przekonać do kawy cały Wiedeń. Dlatego założył pierwszą kawiarnię, która szybko zyskała popularność – wiedeńczycy zawsze lubili modne nowinki, a poza tym smak, aromat i działanie kawy spodobały się ogromnie.
Pierwsza warszawska kawiarnia, otwarta w roku 1724, upadła, ponieważ Polacy – niechętni nowinkom, choć przychylni kawie – woleli pić ją we własnym salonie, a nie publicznie. Przekonaliśmy się do kawiarni dopiero 40 lat później i tak nam zostało do dziś.
Na niektórych kawa działa moczopędnie, dlatego bardzo ciekawa wydaje się publikacja Urzędu Miasta z zaznaczeniem dostępnych publicznie toalet. To mapa pokazująca jasno, że prawy brzeg Wisły, a zwłaszcza obszar między Al. Waszyngtona i Trasą Siekierkowską, to tereny, gdzie tych przybytków prawie nie ma. Wstyd! Nie mieszkamy w jakimś odległym przysiółku stolicy, lecz stanowimy jej istotną część! Jak władze miasta mogą tolerować takie dysproporcje w traktowaniu mieszkańców, płacących przecież jednakowe podatki, bez jakichś ulg dla tych z terenów ewidentnie zaniedbanych.
Wiedeń troszczy się proporcjonalnie o cały obszar miasta, ale też honoruje specjalnie naszego rodaka, Jerzego Kulczyckiego, nazywając jego imieniem ulicę Kolschitzkygasse, a na rogu z Favoritenstrasse umieszczając jego pomnik w stroju tureckim, w jakim serwował kawę w swojej kawiarni, słodząc ją miodem, dodając mleko i ciastka w kształcie tureckich półksiężyców.
Chciałabym – kobiecym okiem patrząc – żeby nasi przedsiębiorcy mieli intuicję i odwagę Kulczyckiego, zachwycali nas ciekawymi, nowymi propozycjami, które polubimy na całe pokolenia, a włodarze miasta, żeby widzieli ciut więcej, niż obszar najbliższy siedzibie ich Urzędu.