Nie zgadzam się!
Czy to normalne i dozwolone, że ktoś zupełnie ci nieznany podchodzi do czegoś, co jest wyłączną i niepodzielną twoją własnością, po czym grzebie tam paluchami?
Moim zdaniem to skandaliczne. Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy idę ulicą, a tu jakiś osobnik pcha łapy do mojej torebki i coś tam wpycha.
Ale gdy ktoś podchodzi swobodnie do mojego samochodu, łapie za wycieraczkę, odgina ją i wpycha tam jakiś obskurny papierek ze swoją reklamą, albo chamsko odgina uszczelkę przy drzwiach kierowcy (uszczelce to nie służy) i tam umieszcza swoją żałosną „ulotkę”…
Ulotkę, w której mnie informuje, że jest gotów naprawić lub kupić mój samochód. Rzecz w tym, że wcale nie zamierzam go sprzedawać, a gdybym zmieniła zdanie i chciała, to nie jestem aż takim tłumokiem, żeby nie wiedzieć, jak to zrobić.
„No i co z tego, że umieścił na samochodzie ulotkę, wielkie mi rzeczy” – mógłby ktoś powiedzieć.
Niestety, to nie błahostka. Upstrzony ulotkami samochód łatwo zauważyć i wyciągnąć wniosek, że od pewnego czasu nikt się nim nie interesuje, a to czytelna wskazówka dla złodzieja aut czy choćby amatora kół. Czy w związku z tym bezpiecznie jest zostawiać samochód na ulicy? Ano, nie jest.
Minęły już te czasy (mam nadzieję, że bezpowrotnie!), gdy po przyjściu do domu z pracy na wycieraczce i klamce drzwi do mieszkania czekał istny deszcz ulotek! To była cudowna symbioza złodziei i „reklamodawców”! Chyba że porządny sąsiad wyrzucał do śmieci cały ten chłam spod drzwi swoich i tych obok.
Żal patrzeć, jak niczym muchy szybę, pseudoprzedsiębiorcy pstrzą obskurnymi świstkami także publiczne ławki, latarnie, znaki drogowe, a nawet kosze na śmieci. O wejściach do klatek schodowych i windach nie wspomnę.
Potem ktoś to musi sprzątać, myć lepkie szyby, łatać lamperie, z których farba odeszła wraz z klejem „ulotki” pozostawiając brzydką dziurę. Niestety, to my – nie oni – płacimy za usuwanie skutków tych „reklam”, a nieszczęsny dozorca, zamiast wykonywać swoją pracę, traci dużo czasu na usuwanie skutków naklejania tych „reklam”.
Nikt nie reaguje, a przepisy, mające chronić nas przed takimi „reklamodawcami”, pozostają martwe.
Skoro można bezkarnie, na oczach wszystkich, odginać wycieraczki i uszczelki w drzwiach naszych samochodów, by umieścić tam taki śmieć, czekam, kiedy ci pomysłowi ludzie zaczną nam siłą wpychać do torebek i do kieszeni swoje idiotyczne karteluszki.
Bo w końcu, co to dla nich za różnica, moje auto czy moja kieszeń?