…ale w domu najlepiej?
Jedni wracają, inni dopiero szykują się na urlop. Byle dalej, byle inaczej. Mamy potrzebę odmiany, nowości, które towarzyszą relaksowi.
Kiedyś jeździło się inaczej, w inne warunki: domek kempingowy, namiot, kwatera prywatna. Dla niektórych – zakładowy dom wczasowy. Warunki proste, ale nie o to wtedy chodziło. Wówczas nikt nie szpanował tekstami pourlopowymi typu: „My w tym roku mieliśmy szczęście i wczasowaliśmy w Kozich Pipkach, a państwo?”. „O, my w Pipkach byliśmy dwa lata temu. Teraz właśnie wróciliśmy z Psich Kiszek”. Tylko wybrańcy jeździli nad Balaton, na Krym czy do Złotych Piasków w Bułgarii.
A dzisiaj? Baleary, Kenia, Meksyk, w najgorszym wypadku Egipt lub Grecja – to jest szpan! Eleganckie hotele, wszystko podane pod nos. Z takich wyjazdów powrót do domu bywa nie zawsze przyjemny. Klatka schodowa przytłacza. Otwierasz swoje drzwi i – niby ulga, ale z drugiej strony jak pod szkłem powiększającym widać, że tu listwa odłazi, tamta plama ma już rok, trzeba odmalować, wymienić… Słowem, twój wewnętrzny krytyk ma pole do popisu.
Niby głupio, ale przecież widzisz wreszcie to, czego z przyzwyczajenia nie dostrzegasz cały rok! W mieszkaniu, domu, na ulicy. Dobry impuls do działania.
Czasem chodzi nie o wyjazd kilkudniowy czy kilkutygodniowy, lecz o znacznie dłuższy, wieloletni. Niektórzy w tej „lepszej rzeczywistości” pozostają na resztę życia, o setki i tysiące kilometrów stąd. Nie nam oceniać ich wybory, ich niełatwe decyzje. Jedni wolą razowca, inni bagietki, jeszcze inni tosty…
„Wszędzie jest dobrze, tam gdzie nas nie ma, ale my wszędzie jesteśmy…” – pisał nieodżałowany Wojciech Młynarski, dodając niezwykle trafnie: „I wszędzie tyle samo trosk, nadziei i problemów, bo adres to jest wybór, los – wybierasz go samemu!”.
Wyjazd na urlop jest pozbawiony zwykle troski o byt – mieszkanie, utrzymanie – ponieważ wszystko mamy opłacone, nierzadko all inclusive. Wyjazd „za chlebem” to co innego. Po pewnym czasie budzi się tęsknota za Polską, za swojskością. Jeśli go na to stać, emigrant przyjeżdża na urlop (choć oczywiście rodzina wolałaby go odwiedzić za granicą).
Przyjeżdża. Wszędzie słychać polską mowę, są wzruszenia, ale też – pojawia się efekt powrotu do domu z urlopu. Widać więcej i inaczej, niż kiedyś.
W obu przypadkach, zamiast narzekać, że „tam” jest piękniej i lepiej, warto otworzyć siebie i innych na zmiany. Inspiracja bowiem przychodzi czasem z nieoczekiwanej strony.
Dzięki niej tak właśnie zaaranżowałam mój zwykły balkon. żu