Nasz prawy brzeg
Mieszkam na prawym brzegu Wisły, choć urodziłam się, wychowałam i ponad dwadzieścia lat spędziłam w lewobrzeżnej Warszawie. Ale to na prawym wychowały się moje dzieci, a córka była pierwszym rocznikiem chodzącym do nowiutkiej szkoły podstawowej, zbudowanej ponoć przez ekipę niesławnej pamięci Albina Siwaka. Kto go dziś pamięta…
Jakże tu u nas wszystko się pięknie zmienia! Dosłownie wszystko. Doskonale pamiętam pierwsze zakupy na bazarze Szembeka, a tam wypełnione workami ziemniaków czy kapusty wozy i wyprzężone z nich konie, spokojnie podjadające obrok z worka, kalafiory sprzedawane przez hożą jejmość z płachty, rozłożonej wprost na ciut błotnistym podłożu… Jakoś te rzodkiewki, te pomidory, a nawet ser i jajka smakowały wtedy inaczej.
Potem bazar się ciut „ucywilizował” – postawiono budki, a alejki między nimi w większości już nie były błotnistym traktem. Dopiero dużo, dużo później wybudowano halę targową z prawdziwego zdarzenia. Tę, którą mamy dziś. Ale to już nie ten klimat…
Zmieniały się też ulice. Wiele z nich (trochę szkoda, że jeszcze nie wszystkie) już nie przypomina ubogich krewniaczek reprezentacyjnych ulic lewego brzegu. Jest czysto, schludnie, kuszą oczy wystawy i rosnące jak grzyby po deszczu kafejki, restauracje, kawiarenki z ogródkami lub bez.
Nie spełniły się kuszące wizje, jakimi nas karmiono, gdy projektowano i realizowano Stadion Narodowy (jakież to miały być blaski i korzyści dla mieszkańców Pragi Południe!). Stadion jest, choć trzeba przyznać, że czasami nam dokucza. To zamieszanie z zamykaniem ulic, z parkowaniem, z decybelami, wreszcie z rozochoconymi piwoszami z pełnym pęcherzem… Szkoda gadać.
Kino było jedno: Sawa, dziś po nim ani śladu, za to mamy kilka innych kin – oto dobrodziejstwo towarzyszące budowie galerii handlowych. Teatr Powszechny przetrwał, i choć dziś nie jest jedyną naszą sceną, stał się obiektem dyskusji specjalistów o roli społecznej, jaką realizuje czy może jaką mu się przypisuje w ostatnim numerze „Teatru”, dyskutując m.in. o upolitycznieniu „Powszechnego”, a nawet o jego lewicowości . Krytycy i teoretycy sztuki bez wątpienia chodzą do teatru, lecz od starożytności tworzono go nie dla nich, lecz dla nas, zwykłych ludzi. Oni sobie, a my sobie. Rzadko z wyżyn swojej wszechwiedzy dostrzegają zwykłego widza, czy to na brzegu prawym, czy na lewym.
A tymczasem ruch na warszawskich mostach spory, i to w obie strony. To taki nasz układ krążenia, tętni energią i spaja oba brzegi.