„Komuna” wiecznie żywa
– Witam panie Eustachy. Jakbym nie przyszedł do pana w środku tygodnia, to w taką, dajmy na to, sobotę albo piątek, byśmy nie pogadali… – Mówiąc to, pan Kazimierz Główka uścisnął rękę Eustachego Mordziaka kupca z pl. Szembeka.
– Faktycznie – odkąd handel (nie) na powietrzu, ale pod dachem się odbywa i odkąd zaczęły się na naszym bazarze te sprzedaże garażowe, to i w piątek i w sobotę palca nie ma gdzie wcisnąć. Jak za najlepszych lat komuny. O, panie – wtedy to ruch był! Wszystko ludzie kupowali.
– Mało było, to wszystko kupowali. Ale powiem panu, że „komuna” wcale nie minęła…
– Co pan opowiada? Jeszcze tylko Pałac Kultury rozbiorą i przeminie całkiem.
– Panie, niech oni sobie rozbierają, co tam chcą u siebie…
– Że, co u siebie?
– No, na przykład ten przepiękny Quasimodo z Krakowa ze swoją sejmową Esmeraldą mógłby, dajmy na to, usunąć Mickiewicza z krakowskiego Rynku. Przecież pochodzenie Adasia z punktu widzenia naszych „patriotów” mętne jest. A do tego jeszcze miał konszachty z carską bezpieką. W IPN statusu pokrzywdzonego na pewno by nie uzyskał… Albo weźmy wrocławianina Morawieckiego, zatrudnionego chwilowo na posadzie wicepremiera i ministra finansów – co to we Wrocławiu nie ma niczego do usuwania, że za nasz Pałac się zabiera?
– A jest?
– A Jahrhunderthalle? Hala Stulecia.
– Dlaczego niby mieliby ją rozwalić, panie Kaziu?
– A choćby dlatego, że tam partaitagi się odbywały, Hitlera tam wielokrotnie wielbili… Hitler nie był chyba gorszy od Stalina? Jak czyścić, to do spodu…
– No, ale do czego dojdziemy, gdzie będzie koniec?
– Koniec będzie, jak chciał Kononowicz…
– Ten, co kiedyś na prezydenta startował?
– Pamięta pan jego program: – I, żeby nie było nic! Powiem panu, że jak patrzę na obecnych mędrców, którzy przyjechali nie wiadomo skąd i Warszawę chcą nam urządzać, to tego Kononowicza widzę.
– Ale zaczął pan od „komuny” na bazarze, i że ona trwa do dziś.
– Trwa. Burzenie niesłusznych budynków, to jest właśnie „komuna”. Stalin też rozwalał cerkwie, jak „nowy” świat budował. I też miał sklepy dla swoich…
– Sklepy dla swoich? Za „żółtymi firankami”? Gdzie tak teraz jest?
– A na przykład w Jasionce pod Rzeszowem, gdzie urządzono niedawno kongres biznesu. Sklep tam specjalny dla uczestników otworzyli. Taki „za żółtymi firankami”, choć bez firanek. I od razu ludzie wypatrzyli pana wicepremiera Morawieckiego, jak zakupy robił: sok Hortex 2 zł – normalnie ok. 4 zł, napój Black 1 zł – normalnie ok. 2 zł, woda Żywiec – 1 zł bez względu na pojemność…
– Powiem panu, panie Kaziu, że to jednak obciach jest. Taki wicepremier – nawet jeśli mu ten sklep podsunęli, nie powinien tam kupować. Choćby żołądek miał mu do krzyża przyrosnąć z głodu…
– Ale on tego nie wie. Dlatego mówię, że „komuna” żyje i nie zupełnie to jest to, o czym nam trują dzień w dzień. A jak o „komunie” rozmawiamy, to taki dowcip mi się przypomniał. Radziecki. W radzieckich pociągach konduktorzy grzali dla podróżnych wodę na herbatę. I właśnie jeden z podróżnych podchodzi do konduktora i pyta: – Wrzątek jest? A on na to: – U nas wszystko jest, tylko nie dla wszystkich starcza…
Szaser