Krzysztof Gojdź
Lekarz zajmujący się medycyną estetyczną, doktor nauk medycznych. Prowadzi program „Niezwykłe przypadki medyczne” w telewizji TVN Style. Jest autorem dwóch książek z zakresu medycyny estetycznej.
Zawsze myślał o sobie, że jest wyjątkowy. Już jako nastolatek Krzysztof Gojdź marzył o tym, że kiedyś podbije świat. I tak się stało.
Urodził się w Dębnie pod Gorzowem Wielkopolskim. Żył skromnie razem z rodzicami i siostrą.
– Moja rodzina jest zwyczajna. Nie mam żadnych lekarskich korzeni. Rodzice ciężko pracowali – ojciec fizycznie, mama w biurze. W domu się nie przelewało, ale praca, ogródek, pole, dawały stabilność – wspomina Krzysztof po latach.
Zawsze chodził z głową w chmurach i miał swoje marzenia. A w głównej mierze marzył o wolności. Wiedział, że Dębno nie jest jego miejscem na ziemi. Dusił się tam. Cały czas chciał czegoś więcej. Na szczęście był rozsądny i miał świadomość tego, że aby to osiągnąć musi się uczyć, skończyć studia, mieć w głowie jasno sprecyzowany plan i dopiero wtedy zawojować świat.
A pomysłów na swoją przyszłość miał Krzysztof wiele. Chciał być artystą, potem księdzem, potem znowu artystą, a następnie lekarzem. Chciał malować, grać na pianinie, pomagać ludziom i mówić im, jak żyć, by być bliżej Boga. Ale pragnął też leczyć i być przy chorych i umierających, by dawać im wsparcie.
Długo analizował wszystkie pomysły i w końcu postawił na medycynę. Zdecydował się zdawać na Akademię Medyczną w Szczecinie. Studia były dla niego prawdziwą harówą. Zajęcia trwały od rana do nocy, a kolejne godziny spędzał nad książkami.
Po skończeniu medycyny w połowie lat 90., zdecydował się przenieść ze Szczecina do Warszawy. Rozpoczął studia magisterskie na SGH. Zdał je na piątkę. Później był marketing i zarządzanie, a następnie wyjazd do Toronto. To dzięki tej podróży nauczył się płynnie angielskiego.
Zaczął pracować w firmie farmaceutycznej. Zaczynał jako zwykły przedstawiciel, a skończył jako szef marketingu na Europę Środkowo-Wschodnią. Rozwijał się biznesowo i medycznie. A że nigdy nie bał się odważnych kroków, nagle odszedł z korporacji i założył własną firmę. Najpierw konsultingową, a później edukującą lekarzy.
Ciężko pracował na swój sukces. Nie miał chwili odpoczynku i tak w 2008 roku stwierdził, że ma dość pracy. Chciał odpocząć i najnormalniej w świecie zabawić się za ciężko zarobione pieniądze.
– Znalazłem apartament do kupienia, kupiłem bilet i trzy dni później byłem już na Manhattanie. Pamiętam, że usiadłem w tym 100-metrowym apartamencie, zaprojektowanym przez Armaniego i zacząłem się śmiać. Jestem spełnionym facetem. Na sport nie mam czasu, seks uprawiam przynajmniej 2 razy dziennie, bo uwalnia endorfiny i pomaga spalić kalorie. Chodzę na imprezy, bo to uwielbiam. Gdyby przyszło mi zginąć teraz w wypadku samochodowym, to moją ostatnią myślą byłoby: „Stary, ale miałeś rewelacyjne życie. Jesteś szczęściarzem” – powiedział.
I w takim przeświadczeniu spędzał czas w Ameryce, a założone przez niego firmy świetnie prosperowały w Polsce. Nie musiał więc martwić się o pieniądze. Mógł spokojnie odcinać kupony od sukcesu już do końca życia.
Zaczęło mu jednak czegoś brakować. Zatęsknił za medycyną i wybrał się na Amerykańską Akademię Medycyny Estetycznej. Dodatkowo skończył prestiżowe kursy. Wreszcie zadecydował, że wraca do Warszawy i otworzy najbardziej nowoczesną klinikę medycyny estetycznej w Polsce.
W przeciągu dwóch lat zbudował całą sieć klinik. Jest znany i lubiany, a jego popularność cały czas rośnie. Nie ukrywa, że zarobił grube miliony. Jeździ najnowszym modelem Ferrari i zobaczył już cały świat. A jakby tego było mało – ma kilka apartamentów.
Jego warszawskie lokum utrzymane jest w eleganckiej, nowoczesnej stylistyce. Monochromatyczne barwy wprowadzają do wnętrza ład i harmonię. Jasne dębowe deski na podłodze, białe ściany, trawertyn dodają wnętrzu elegancji. Większość mebli również jest biała lub bardzo jasna. Warszawskie mieszkanie Krzysztofa jest jego oazą spokoju.
Czy można powiedzieć, że Krzysztof ma idealne życie? Z pewnością tak, ale do pełni szczęścia brakuje mu jeszcze rodziny. Przez natłok pracy i obowiązków nie udało mu się jej do tej pory założyć. Przyznaje, że przez lata nie był gotowy na poważny, długoletni związek. Obecnie uważa jednak, że zaczyna dojrzewać do tego typu relacji. Ma nadzieję, że próbę czasu przetrwa jego obecny związek.
– Jestem teraz bardzo zakochany, więc mam nadzieję, że to będzie właśnie związek na kolejne 60 lat, nie, poczekaj, 60 to już nie, ale 55 do setki – mówi.
Jest przekonany, że w jego życiu przyjdzie także moment na dziecko. Ale jak na razie cieszy się tym, co ma.
– Tak, mam super życie! I kocham je! Ale doszedłem do tego bardzo ciężką pracą, nieprzespanymi od nauki nocami. A wszystko po to, by spełniać marzenia, realizować swoją pasję – pomaganie ludziom – zdradził.
Teraz Krzysztof ma w planach stworzenie hospicjów dla młodych, umierających osób. I chociaż czasami zastanawia się, czy podołałby takiemu wyzwaniu, to w głębi serca wie, że nie ma wyjścia, gdyż w Polsce nie ma takich miejsc. My nie mamy wątpliwości, że zrealizuje wszystkie swoje założenia, a jego życie jest idealnym materiałem na film. I kto wie? Może kiedyś taki powstanie?