Listopad. Niebezpieczna pora

– Trochę przymroziło…
Kazimierz Główka ni to stwierdził, ni to pytał pana Eustachego Mordziaka, kupca bazarowego z pl. Szembeka. Ilekroć pan Główka był na bazarze, to zawsze znaleźli czas i miejsce, żeby zamienić kilka słów.

– Faktycznie. Tylko co to za mróz, panie Kaziu? To pieszczoty są… Ale pan coś markotny. Stało się coś?

– I tak, i nie. W sensie, czy mnie się coś stało, to nie, ale tak ogólnie, żeby nie powiedzieć symbolicznie, to i owszem.

– Zaczynam się denerwować…

– Denerwować nie ma się czym, ale jest nad czym się zastanowić.

– W słuch się zamieniam…

– Mam kolegę. Równolatka, znaczy obu nam bliżej niż dalej. I to jest taki czas, kiedy człowiek żyje nadzieją…

– Nadzieję zawsze trzeba mieć, panie Kaziu…

– Tak, tak, ale chodzi o specyficzną nadzieję. Nadzieję na godny finał, że tak powiem. Że będzie miał wtedy opiekę kogoś bliskiego. Dzieci na przykład. Żeby jak już przyjdzie, co ma przyjść, nie być samemu, pośród obcych, w jakimś zakładzie, gdzie stary człowiek jest elementem wyposażenia – jak łóżko czy stolik. Żeby ktoś kogo kocha się najbardziej zamknął człowiekowi oczy, jak już napatrzą się na świat.

– Panie Kaziu, jak Boga kocham, nikogo to nie minie, ale śpieszyć się nie ma do czego.

– Otóż tak jest, po prostu.

– No, a ten kolega?

– Nie jest wyjątkiem. I właśnie kilka dni temu dowiedział się, że jego ukochana córka i jego wnuczki, zamierzają opuścić kraj. Jego zięć, niezwykle porządny facet, dostał propozycję pracy. Daleko. Z dobrą jak na początek pensją, z pełnym socjalem, na legalu, jak to mówią.

– No i co, wyjadą?

– Wyjadą. Bo to dla nich ostatni dzwonek na taką decyzję. Bo tu od jakiegoś czasu już buksują. Wszystko, co zarobią, starcza im tylko na bieżące wydatki. Żadnego postępu, żadnej perspektywy.

– Ciężko jest, to prawda.

– Oni myśleli, że jak Polska weszła do Unii, to będzie już tylko lepiej. No, ale mamy, to co mamy. A skoro jest jak jest, to tu znowu będzie bryndza. Szara i ponura… Już jest.

– Powiem panu panie Kaziu, nie od pana pierwszego słyszę, że młodzi ludzie zaczynają pakować walizki.

– A widzi pan! Z jednej więc strony cieszyć się należy, że młodzi mogą ułożyć sobie życie, gdzie chcą. Z drugiej jednak to bardzo smutne, że znów nadszedł czas, że jak chcą przeżyć je godnie, to nie w swojej ojczyźnie. I to mi serce ściska.

Szaser

 



error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content