Mercedes w kolorze obojętnym

– Dzień dobry. Już zdrowy?… Kazimierz Główka nie pytał Eustachego Mordziaka o zdrowie ot tak sobie. Gdy ostatnio się widzieli – on emeryt, a pan Mordziak kupiec bieliźniany na bazarze na pl. Szembeka, pan Eustachy chrypiał, skrzypiał i w ogóle czuł się byle jak.

– Śladu nie ma panie Eustachy. Zdrowy jestem jak tur!

– No i bardzo dobrze. A w której przychodni pan się leczy?

– W Krysinej! Domowej, znaczy się. Panie Kaziu, jak ja bym musiał iść do przychodni, stanąć w kolejce do rejestracji, a potem czekać tatka latka, to ja bym już dawno umarł.

– Żeby pan wiedział. Ja dajmy na to coraz częściej staję się obiektem medycznych dociekań. Ze względu na mój PESEL odwiedzam coraz to innego uczonego, bo teraz nie ma lekarzy „od człowieka”, tylko jeden jest od nogi, drugi od ręki, trzeci od płuc, czwarty od brzucha… Jak już pan ich wszystkich odwiedzi, wtedy lekarz rodzinny zbierze ich mądrości do kupy i dojdzie do odkrywczej konkluzji, że jest pan zdrowy stosownie do wieku.

– No to sam pan rozumie, że nie ma lekarza lepszego od mojej Krysi.

– Czyli co? Było mleko z masłem i miodem, herbata z cytryną, Rutinoscorbin, witaminy i Apap?

– Jakby pan przy tym był!

– Pamiętam, jak byłem dzieckiem, to w tej okolicy działał stary doktor nazwiskiem Rau. Taki właśnie „starej daty”, od całego człowieka. Mama wzywała go, gdy coś się działo. A działo się – albo się przeziębiłem, bo rzucałem się głową w zaspy, żeby zaimponować koleżance, albo najadłem się zielonego agrestu …

– Przecież to gębę wykrzywia na drugą stronę.

– Kto nie zna smaku zielonego agrestu, zielonych papierówek, czereśni prosto z gałęzi, ten nie wie, co to jest szczęśliwe dzieciństwo.

– My bawiliśmy się w czterech pancernych i psa i też byliśmy szczęśliwi. Biegał z nami taki nieduży czarny kundelek, zmyślny i chętny do zabawy jak my wszyscy.

– A skąd mieliście czołg? „Rudego”?

– Wykombinowaliśmy starą taczkę, zrobiliśmy burty z tektury i… na Berlin.

– I cała załoga się zmieściła.

– Nie, no jak? Tylko „Janek”. Dlatego „Jankiem” codziennie był ktoś inny, żeby było sprawiedliwie.

– A dziewczyny?

Zawsze była z nami jakaś Lidka i Marusia. Na widok naszego „Rudego” oczy świeciły się im jak latarnie.

– Kobiety mają tak od małego. Kiedy kobieta naprawdę kocha mężczyznę, to kolor mercedesa w ogóle nie ma znaczenia, w ogóle…

Szaser 

Co tam panie na Pradze
Warszawski Lokalny Portal Informacyjny Mieszkaniec

 



error: Zawartość chroniona prawem autorskim!! Dbamy o prawa: urzędów, instytucji, firm z nami współpracujących oraz własne. Potrzebujesz od nas informacji lub zdjęcia? Skontaktuj się redakcja@mieszkaniec.pl
Skip to content